Rozegraliśmy dopiero 25. kolejek, a sprawa mistrzostwa jest coraz bardziej klarowna. Gdy Barça, co prawda niekiedy z trudem, pokonywała kolejnych rywali, Real Madryt za kadencji Zinedine'a Zidane'a zaliczył dwa potknięcia i w tym momencie traci do Dumy Katalonii już dziewięć oczek w ligowej tabeli, a w dodatku Barcelona ma lepszy bilans bezpośrednich meczów (ciężko wyobrażać sobie zwycięstwo Realu 5:0 na Camp Nou) i w kieszeni jeszcze El Clásico, które na początku kwietnia odbędzie się na Camp Nou.
W niedzielne popołudnie Real Madryt tylko zremisował na wyjeździe z Málagą 1:1. Królewscy od samego początku prezentowali się niemrawo, brakowało im ambicji i właściwie to mogą się cieszyć, że mecz zakończył się ich remisem, a nie porażką. Andaluzyjczycy prezentowali się naprawdę dobrze, ich trener Javi Gracía znowu postarał się na mecz z wielkim rywalem. Bohaterem, a zarazem antybohaterem zespołu Zidane'a został Cristiano Ronaldo. Portugalczyk strzelił co prawda jedynego gola dla Królewskich, ale kilka minut później zmarnował jedenastkę, dzięki której mógł wyprowadzić Real na prowadzenie 2:0 i praktycznie zamknąć mecz.
Zinedine Zidane mówi, że dla niego liga nie jest przegrana, ale to najprawdopodobniej tylko czcze myślenie. Dla Królewskich liga w tym sezonie pozostanie raczej tylko polem do treningu przed meczami Ligi Mistrzów, która będzie dla Realu głównym celem. Najpoważniejszym rywalem Barçy będzie Atlético, które w tym momencie traci do Katalończyków sześć oczek, a do rozegrania ma jeszcze mecz z Villarrealem. Sytuacja może się jednak zmienić po derbach Madrytu, które odbędą się w przyszłym tygodniu.