Nie tak miało być...
Piękna oprawa ku pamięci Johana Cruyffa, najmocniejsza jedenastka, przewaga psychologiczna po demolce na Bernabeu, komfortowa sytuacja w tabeli... Może aż zbyt komfortowa. Choć wszystko przemawiało dziś za gładkim zwycięstwem Dumy Katalonii piłka po raz kolejny potwierdziła jak nieprzewidywalna potrafi być. Barcelona nie dowiozła prowadzenia uzyskanego za sprawą Gerarda Pique. Do wyrównania szybko doprowadził Karim Benzema, a na 2:1 dla grającego już w dziesiątkę (czerwona kartka, a jakże, Sergio Ramosa) Realu trafił Cristiano Ronaldo.
Początek meczu to badanie się obu stron. Barcelona grała długo, ale bezpiecznie, głównie na swojej połowie. Dość powiedzieć, że po rozpoczęciu gry dopiero w 2. minucie gospodarze stracili piłkę.
Po 10. minutach w świetnej sytuacji znalazł się Suarez. Najpierw przestawił w powietrznym pojedynku Ramosa, dzięki czemu przy piłce znalazł się Neymar, a następnie ruszył w szesnastkę na dalszy słupek, gdzie Brazylijczyk idealnie wyłożył mu futbolówkę. Jednak tylko sobie znanym sposobem (Nierówność murawy? Brak precyzji? Brak koncentracji?) El Pistolero nie zdołał dostawić nogi tak, by skierować ją do siatki.
Na kolejne zagrożenie bramki Navasa przyszło czekać (prawie) kolejne dziesięć minut. W 19. minucie z rzutuwolnego z 27 metrów nad poprzeczką uderzył Messi. Dosłownie kilkadziesiąt sekund później z prawego skrzydła płasko w szesnastkę zagrywał Suarez, Pepe wybił futbolówkę za krótko na 16 metr, gdzie czekał Rakitic. Chorwat momentalnie uderzył precyzyjnie lewą nogą w kierunku dolnego rogu bramki, ale Navas wyciągnął się jak długi i sparował uderzenie.
Real odpowiedział dopiero w 25. minucie. Na prawym skrzydle znalazł się Ronaldo, skąd złamał akcję do środka i poszukać uderzenia. Bardzo mocny strzał Portugalczyka Bravo odbił przed siebie. Po chwili piłka dotarła na lewą stronę pola karnego do Bale'a, a Walijczyk z ostrego kąta posłał ją nad bramką. Pięć minut później CR7 z rzutu wolnego z ok. 25 metrów na wprost bramki uderzył silnie, z dużą rotacją, ale też o jakiś metr za wysoko.
Ciekawie zrobiło się jeszcze w końcowych minutach pierwszej części. W 42. minucie Neymar z lewej strony szukał podania w kierunku Messiego, które ostatecznie trafiło na 20 metr do nadbiegającego Alvesa, a brazylijski obrońca uderzył bez namysłu z powietrza, ale bardzo niecelnie.
Po 60 sekundach również za sprawą prawego defensora okazję wypracowali sobie Blancos. Pierwsze dośrodkowanie Carvajala zostało zablokowane przez Pique, ale piłka wróciła pod nogi Hiszpana, który świetnie dostrzegł niepilnowanego na 11 metrze Benzemę. Francuz jednak skiksował przy uderzeniu i piłka powędrowała w trybuny.
Z perspektywy postronnego kibica dużo ciekawsza była druga połowa, w której padły wszystkie bramki. Sygnał ostrzegawczy wysłał w 48. minucie Leo Messi. Uderzenie z rzutu wolnego La Pulgi ponownie poszybowało nieznacznie nad poprzeczką.
Po czterech minutach na uderzenie z dystansu zdecydował się Modric. Piłka po drodze odbiła się jeszcze od (znajdującego się na spalonym, czego nie dostrzegł arbiter) Bale'a, ale Bravo zdążył zareagować i złapał futbolówkę.
Do największego wysiłu w meczu zmusił Navasa Leo Messi w 54. minucie. Argentyńczyk zagrał do Suareza, ten krótko odegrał mu piłkę, a Leo praktycznie z miejsca uderzył technicznie w górny róg bramki. Navas praktycznie nie miał prawa "wyjąć" tej piłki, ale jednak udało mu się odbić ją na rzut rożny. Ten bramki nie przyniósł, ale już kolejny w 57. minucie zakończył się golem Pique. Rakitic dośrodkował z narożnika odchodzącą piłkę, Pique zgubił pilnującego go Pepe i mocnym uderzeniem głową po koźle wpakował futbolówkę do siatki.
Radość Barcelony z prowadzenia trwała dokładnie pięć minut. Wtedy to indywidualną akcją popisał się Marcelo, dotarł z piłką przed pole karne Dumy Katalonii, rozciągnął grę na prawo do Kroosa, który na jeden kontakt starał się zagrać futbolówkę płasko na środek. Próbujący blokować centrę Alba nieszczęśliwie podbił ją do góry, ta przelobowała Pique i trafiła do Benzemy, a Francuz efektownymi nożycami doprowadził do wyrównania.
Gol wyrównujący podziałał mobilizująco na gości. Podopieczni Zinedine'a Zidane'a byli w ostatnich 20 minutach drużyną wyraźnie lepszą. Z wypracowanej pozycji w 68. minucie po podaniu Benzemy technicznie uderzał Bale, ale jego strzał z ponad 20 metrów zdołał wyłapać Bravo.
Barcelona otrząsnęła się dopiero w 80. minucie - tylko na chwilę. Świetnie z głębi pola w szesnastkę zagrał Messi, a tam Suarez zdecydował się na mocne uderzenie z woleja po długim rogu, które nieznacznie minęło cel.
Później było tylko mniej przyjemnie. Dwie minuty później po wycofaniu od Marcelo Ronaldo miał w polu karnym tyle swobody, że mógł sobie ustawić futbolówkę jak tylko chciał. Koniec końców uderzył w kierunku dalszego słupka tak, że futbolówka wylądowała na poprzeczce. Co nie udało mu się wówczas, zrobił po trzech minutach. Z prawej flanki na drugi słupek dośrodkował Bale. Nieco spóźniony Alves nie sięgnął futbolówki, dzięki czemu Ronaldo po zgaszeniu jej na klatce piersiowej miał odsłonięte światło bramki. Sytuację starał się ratować Bravo skracając kąt, jednak na próżno. Portugalczyk pewnie skierował piłkę do siatki dając Realowi prowadzenie i, jak się okazało, nieoczekiwane zwycięstwo.
Po tym spotkaniu przewaga Barcelony nad Atletico stopniała do 6 oczek, a nad Królewskimi do 7. Co gorsza, przed Dumą Katalonii wyjazd na "znienawidzone" Anoeta, gdzie Barcelonie od lat jest trudno o punkty. Drugą złą wiadomością jest piąta żółta kartka Luisa Suareza, eliminująca go z udziału w tym pojedynku. Podopieczni Luisa Enrique wciąż znajdują się w stosunkowo komfortowej sytuacji, niemniej jednak drugi taki mecz nie powinien się powtórzyć - tym bardziej tydzień po tygodniu. Miejmy nadzieję, że Messi i spółka szybko otrząsną się z dzisiejszego niepowodzenia.