Gol z gry? A co to takiego? Komu to potrzebne?
Można Ernesto Valverde zarzucić naprawde wiele. Że jego Barcelona usypia, że jest nad wyraz zachowawcza, że wywołuje mdłości, że doprowadza swoich kibiców do stanów przeddepresyjnych. Wszystko to jest absolutną prawdą (szczególnie fragment o mdłościach). Nie można mu jednak odmówić jednego: sprawił, że katalońska rzeczywistość stała się ciekawa. Bo czy ktokolwiek z nas potrafi przewidzieć wynik dzisiejszego meczu? Barcelona pod jego wodzą stała się totalnie nieprzewidywalna! Potrafi po prostu przegrać z każdym! Zawsze i wszędzie! Brawo Ernesto!
Jeśli ktoś do 10. minuty spotkania jeszcze przewracał się na drugi bok i radośnie pochrapywał - nie ma czego żałować. Co więcej - całkowicie mu zazdroszczę, bowiem oglądanie tak fatalnej Barcelony i jednocześnie tak fatalnego przeciwnika, jest zwyczajną torturą. Ale... w 11. minucie przepięknego gola strzeliło Leganes. Dla takich goli właśnie ogląda się piłkę nożną, jednak wobec takich błędów jak ten, który popełnił Pique, natychmiast tę chęć się traci. Kibice zatem, całkiem zrozumiale, mogli wpaść w osobisty dysonans, ale jedno stałe się faktem - po przepięknym strzale w samo okienko Youssefa En-Nesyriego, Barcelona przegrywała 1:0 z praktycznie najgorszą drużyną La Liga. Czy to doświadczenie nauczyło czegoś Pique? Otóż nie, ponieważ kilka minut później ponownie uciął sobie drzemkę w okolicach pola karnego, niemalże dopuszczając do straty kolejnego gola.
Rozumiemy wszystko. Godzina jest wczesna, sama do tej pory borykam się z nieprzyjemnymi reperkusjami poprzedniej nocy, ale - ja nie jestem piłkarzem zgarniającym grubie pieniądze za jedno spotkanie. Jeśli popełnię jeden błąd lingwistyczny w tej pomeczówce, raczej nikt się tym specjalnie nie przejmie. Ewentualnie ktoś głośniej zazgrzyta zębami. Jednak takie błędy jak ten Pique i to popełnione na przestrzeni zaledwie kilku minut są zwyczajnie niewybaczalne na takim poziomie rozgrywkowym. To nie Zagłębie Sosnowiec i to nie I Liga Polska.
Około 20. minuty Suarez miał powody do niezadowolenia z powodu własnej indolencji pod bramką, ponieważ źle zebrał się z piłką i bramkarz gospodarzy z łatwością wyłuskał mi piłkę spod nóg. Wobec tak fatalnej gry zespołu, przed szereg nie chciał nawet wychodzić ter Stegen i popisał się zachowaniem zupełnie z kategoriii "Odcięło-mi-prąd", wychodząc na spacer na grzyby i gdyby tylko naprzeciwko Barcelony stała lepsza drużyna aniżeli Leganes, skończyłoby się to stratą bramki.
Naprawdę ciężko opisać jakimikolwiek słowami kolejne minuty spotkania. Można to streścić do: Barcelona chciała, ale nie mogła, z kolei Leganes mogło, ale nie chciało. Jeśli ktoś z was widział podczas tego meczu jakikolwiek ślad barcelońskiej pomocy - wołam o kontakt! Chcę poznać tego nieprawdopodobnego optymistę.
Przed zakończeniem pierwszej połowy gospodarze, pomimo tego, że nie stosowali żadnego pressingu, nie chcieli atakować rywala, generalnie jedyne na czym im zależało, to obrona własnej bramki, a jednak - Roque Mesa był bardzo bliski podwyższenia wyniku. Bardzo pragnęłabym wyróżnić także dokonania strzeleckie Barcelony, ale niestety, naprawdę wolę spuścić na to zasłonę milczenia. Dosłownie kilka sekund przed gwizdkiem arbitra En-Nesyri zapragnął ponownie zrobić w konia Pique, ale tym razem defensor Blaugrany nie zbłaźnił się na oczach tysięcy widzów.
Czy ktoś z was zacierał ręcę na drugą część spotkania? Nie? To możemy sobie podać ręce. W pozytywnym nastawieniu nie pomógł nam też Pique, który najpierw przymierzył w słupek, a podczas dobitki ponownie nie trafił w bramkę. Czy ktoś z was też odczuł lekką złość, gdy Barcelona jednak zremisowała? Tak? To możemy sobie podać ręce. Około 53. minuty nasz wspaniały trener znów mógł postawić kolejny ołtarzyk Leo Messiemu, który jak zwykle świetnie uderzył ze stojącej piłki i dosłownie strzelił gola Luisem Suarezem. Później ponownie błysnął nasz jedyny diament na boisku, ale niestety nie udało mu się zaskoczyć Cuellara. Kilka minut później Valvarde zdecydował się na roszady: zszedł Griezmann (on w ogóle był na boisku?!) i w jego miejscu pojawił się Vidal oraz murawę opuścił fatalny dziś Busquets (uffff!), którego zastąpił Rakitić. Po uplywie godziny gry Leo znów próbował strzelić gola Suarezem, ale niestety Urugwajczyk nie popisał się najlepszym instynktem strzeleckim. Niemalże natychmiast z kontrą wyszło Leganes, ale skończyło się tylko na strachu. Ok. 70. minuty z boiska wreszcie zszedł de Jong, który również nie grał swojego najlepszego meczu i w jego miejscu pojawił się Ansu Fati. W 78. minucie groźny strzał oddał Ruben Perez, ale na ter Stegen stanął na wysokości zadania. Niemalże natychmiast akcja przeniosła się na drugą stronę boiska, gdzie najpierw próbował Dembele, jednak nieskutecznie, a później Vidal, już skutecznie. Sędzia asystent dopatrzył się jeszcze w tej sytuacji spalonego, ale nie było wątpliwości - piłka odbiła się od Rubena Pereza, wobec czego gol strzelony został prawidłowo. W ostatnich minutach spotkania podwyższyć wynik próbował jeszcze Dembele, ale ostatecznie Barcelona zakończyła swój mecz wyjazdowy z wynikiem 2:1. Znów szczęście.
Uff... To spotkanie nareszcie się skończyło. Nie dowierzam, że piszę to naprawdę, ale autentycznie cieszę się, że nie muszę już oglądać tych katuszy zawodników Blaugrany na boisku. Po raz kolejny tyłek ratuje nam Leo Messi i jedyny facet z jajami w drużynie, czyli Vidal - ile można? Na Leganes wystarczy, ale czy starczy na Borussię w środę? Aż strach przekonać się na własej skórze...
CD Leganes 1 : 2 FC Barcelona (1:1)
1:0 En Nesyri 12'
1:1 Suarez 53'
1:2 Vidal 80'
