Wpierdol stulecia
Kibicujemy FC Barcelonie od 5, 10, 15, a czasem i 30 lat. Cóż, takiej kompromitacji nie pamięta nikt z nas, ponieważ takowa jeszcze się nie wydarzyła. 1:4 po pół godzinie gry można było jeszcze przeżyć, ale gol na 2:4 najwyraźniej rozsierdził Bayern, który nie patyczkował się i zasadził Barcelonie cztery kolejne gole, z czego dwa były udziałem Coutinho (strzelał, ale się nie cieszył). Robert Lewandowski trafił tylko raz, ale i tak nie powinniśmy otwierać polskiej prasy sportowej przez wiele najbliższych tygodni. To koniec Barcy Setiena, będzie szokujące jeśli przepracuje tu choćby jeden tydzień dłużej. Za rok wybory, czy cokolwiek się zmieni?
Zaczęło się w sumie zgodnie z przewidywaniami czyli od gola Bayernu w pierwszej akcji Bawarczyków. Lewandowski ładnie zgrał do Mullera, który kąśliwym strzałem pokonał Ter Stegena. MATS nie raz bronił takie strzały, ale w piątkowy wieczór niestety straszliwie zawiódł i nie pomógł zmniejszyć rozmiary porażki. Niespodziewanie jednak Barca zaskoczyła Bayern w pierwszym kwadransie kilkoma akcjami po bokach boiska i jedno z dośrodkowań Alby przyniosło błyskawiczne wyrównanie po samobóju Alaby. Kilka minut później Messi po dośrodkowaniu trafił w słupek i zmarnował dobrą okazję po solowym rajdzie, co z pewnością rozbudziło nadzieje na ugranie przez Barcę czegoś w tym meczu. Niestety, to było na tyle. 20 minut. Później zaczeła się gra do jednej bramki.
Między 22. a 31 minutą Bayern strzelił trzy. Każda akcja Bawarczyków kończyła się golem. Perisic, Gnabry, Muller. Mecz rozstrzygnięty. Niemcy ewidentnie odpuścili, Barca nie stworzyła przed przerwą już żadnego zagrożenia i mecz był w zasadzie rozstrzygnięty, ale 1:4 to jednak wynik jakich wiele, ciężko tu mówić o wielkiej kompromitacji. Najgorsze jednak miało dopiero nadejść.
Setien wpuścił zaraz po przerwie Griezmanna za Roberto (była to jedna z zaledwie dwóch zmian Barcy w tym meczu), ale Francuz był tradycyjnie niewidoczny. Bayern po ładnej klepce strzelił gola na 1:5, ale sędzia go anulował po ewidentnym spalonym. W 57. minucie niespodziewanie dobrą akcją popisał się Suarez, który wziął na zamach Boatenga, uderzył mocno przy słupku i pobiegł wyciągnąć piłkę z siatki. 2:4, ponad pół godziny do końca - zapowiadała się przynajmniej emocjonująca końcówka. Zaledwie kilka minut później Davies ośmieszył jednak przy linii bocznej Semedo, wyłożył piłkę w polu karnym do Kimmicha i Bayern pokazał jak bardzo kontroluje sytuację.
Jedni i drudzy odpuścili, mecz zbliżał sie ku końcowi, zaczęły się tylko niepotrzebne faule z obu stron i żółte kartki (aż 22-13 w faulach dla Bayernu), aż tu nagle... Niemcy postanowili się zabawić i pomiędzy 82. i 89 minutą dorzucili trzy kolejne gole przy całkowicie biernej postawie obrońców Barcy. Wprowadzony kwadrans przed końcem Coutinho najpierw dorzucił na głowę Lewandowskiemu (14. gol Polaka w tej edycji Ligi Mistrzów, choć można się dziwić, że VAR nie dopatrzył się tam spalonego), a następnie wypożyczony z Barcelony Brazylijczyk strzelił dwa gole z bliskiej odległości. 2:8 to oczywiście największa kompromitacja Barcelony w 60-letniej historii występów "Dumy Katalonii" w europejskich pucharach. Bayern wyrasta na głównego faworyta do wygrania rozgrywek, choć można być pewnym, że zwycięzca pary City - Lyon w półfinale i zwycięzca pary PSG - Lipsk w finale postawią poprzeczkę dużo wyżej niż Barca, która kończy sezon bez żadnego trofeum, ze wstydem i potrzebą natychmiastowych, gruntownych zmian.