Andreas Christensen doznał kontuzji ścięgna Achillesa podczas rozgrzewki i został wykluczony z meczu z Atlético. Miał grać na pozycji defensywnego pomocnika obok Sergiego Roberto. Wobec urazów de Jonga, Pedriego i Gaviego, Xavi nie miał innego wyjścia, jak wystawić Fermína w środku pola i przesunąć niżej Gündogana. Barça dobrze poradziła sobie bez Christensena przed obroną, gdzie grał w ostatnich ośmiu meczach. Xavi, po 33 meczach, był w stanie wykorzystać Duńczyka na pozycji, na której planował go używać od predsezonu. W tym czasie w składzie było czterech środkowych obrońców: Koundé, Araujo, Eric García i niedawno pozyskany Iñigo Martínez. Mając ich wszystkich do dyspozycji, Christensen pojawił się na tablicy na jednej z pozycji podwójnego defensywnego pomocnika, z Frenkiem lub Romeu.
Pomysł legł w gruzach ostatniego dnia letniego okienka transferowego. Aby sprowadzić niezbędnego bocznego obrońcę, nawet na zasadzie wypożyczenia, ktoś musiał odejść. Eric cieszył się dobrą reputacją w Gironie, lubił wyzwania, a wraz z jego odejściem Xavi zyskał gracza pokroju Cancelo, ale stracił w pomocy Christensena. To była jego pomysłowa formuła, aby złagodzić brak jego letniego priorytetu: Zubimendiego. Co więcej, kontuzje Araujo i Koundé oraz ciągła nieobecność Iñigo oznaczały, że Christensen musiał zostać środkowym obrońcą pierwszego składu.
Mając do dyspozycji wszystkich środkowych obrońców i dodają co tego błogosławione pojawienie się Cubarsíego, Xavi w końcu był w stanie zapewnić równowagę drużynie, przesuwając Duńczyka do przodu. Zadebiutował na tej pozycji w Vitorii, kiedy Xavi ogłosił już swoją odroczoną rezygnację. Tak czy owak, za późno.