Francja - Niemcy (18:00)
Po dwóch dniach przerwy od mundialowych wydarzeń, piłkarze znów wybiegną na boiska w słonecznej Brazylii, by zaserwować nam piłkarską ucztę. Ucztę pełną świetnych akcji, nieoczekiwanych zwrotów wydarzeń i, miejmy nadzieję, ucztę okraszoną dużą ilością bramek.
Daniem głównym dzisiejszego wieczoru będzie niewątpliwie piłkarski klasyk, czyli starcie Francji z Niemcami. Obie europejskie potęgi zagrają o awans do półfinału na równie historycznej arenie - Maracanie. Do tej pory obie reprezentacje grały ze sobą 25 razy. Częściej z boiska zwycięsko schodzili Francuzi, którzy wygrali 11 spotkań, a przegrali 8. Sześciokrotnie padał remis. Mimo lepszego bilansu na korzyść ekipy Tricolores, przed rozpoczęciem się turnieju, łatwo można było wytypować faworyta tego spotkania w postaci reprezentacji Niemiec. Jednak po tym, co do tej pory prezentują piłkarze Joachima Loewa i Didiera Deschampsa, możemy być świadkami bardzo wyrównanego spotkania, w którym o zwycięstwie mogą decydować najdrobniejsze szczegóły.
Szczegóły o których mowa, w prosty sposób byli w stanie dostrzec i wykorzystać Algierczycy, rywalizujący o miejsce w ćwierćfinale z Niemcami. Reprezentanci Niemiec zostawiali mnóstwo miejsca na swojej połowie i kilkukrotnie narażali się na groźne kontry ze strony Lisów Pustyni, po których Neuer miał sporo roboty. Na dodatek słaba forma Mario Goetze, Ozila i nieskuteczność Thomasa Mullera, pokazała, że “nie taki diabeł straszny, jak go malują”. Francuzi też nie ustrzegli się błędów w meczu ⅛ z Nigerią. Wynik (2-0) nie odzwierciedla przebiegu spotkania, w którym inicjatywę mieli gracze z Afryki i niejednokrotnie byli w stanie zagrozić bramce strzeżonej przez Hugo Llorisa. O zwycięstwie w ostatnich minutach spotkania zadecydowały indywidualności, w tym świetny mecz Pogby.
Mimo tego, zaskakująco dobra gra, zarówno w obronie jak i w ataku rozbudziła nadzieje wśród wielu Francuskich kibiców, którzy liczą na powtórzenie sukcesu z 1998 roku, kiedy to Francuzi zostali Mistrzami Świata, a jednym z liderów tamtej reprezentacji był obecny trener Didier Deschamps. Jednak szybko ostudza on nastroje wśród kibiców mówiąc – “Spoglądanie w zbyt odległą przyszłość niczemu nie służy. Każdy może marzyć, także ja, ale jestem pragmatykiem i realistą”. Z kolei nastroje w obozie Niemieckim są wręcz odwrotne. Wielkie nadzieje i zachwyt po rozgromieniu Portugalii (4-0), szybko zostały wyparte przez niepewność oraz falę krytyki jaka spadła na piłkarzy Joachima Loewa po dramatycznym zwycięstwie w dogrywce z Algierią.
Warto zwrócić uwagę na fakt, iż w ostatnich trzech spotkaniach pomiędzy tymi drużynami, rozgrywanych w finałach Mistrzostw Świata padło aż 17 bramek, czyli blisko 5,7 gola na mecz. Ta statystyka, oraz obecność na boisku największych gwiazd obu ekip rozbudza nadzieje na fantastyczne widowisko.
Brazylia - Kolumbia (22:00)
Wspaniała technika, ofensywny i radosny styl gry oraz wielkie gwiazdy, które swoją grą niejednokrotnie wzbudzały uśmiech na twarzach wielu kibiców na całym świecie - tak przez dekady opisywano reprezentację Brazylii. No właśnie, opisywano.
Dziś te sformułowania bardziej pasują do reprezentacji Kolumbii, która do tej pory na tegorocznym Mundialu notuje same zwycięstwa (bilans bramkowy - 11:2), a dzięki swojej grze zyskali wielu nowych sympatyków z całego świata. Jakby tego było mało, w meczu ⅛ finału nie pozostawili żadnych złudzeń i po pewnym zwycięstwie (2-0), pokonali czwartą ekipę z Mundialu w RPA - reprezentację Urugwaju.
Kluczem do osiągnięcia takich rezultatów jest bez wątpienia konsekwencja w swojej grze, oraz dobre przygotowanie fizyczne zespołu prowadzonego przez Jose Pekermana. Na dodatek w reprezentacji Los Cafeteros nie ma graczy ważnych i ważniejszych - wszyscy ciężko pracują na dobro zespołu, choć nie można przejść obojętnie obok gwiazdy, która z każdym kolejnym meczem rozświetla coraz bardziej. James Rodriguez, bo o nim mowa, to bez wątpienia motor napędowy wszystkich ataków reprezentacji Kolumbii. Wspaniała technika, świetny przegląd pola, nienaganna szybkość i zabójcze wykończenie akcji - to tylko część z największych zalet 22-letniego gracza, który na codzień występuje w AS Monaco.
Tegoroczny Mundial oraz wspomniana reprezentacja Kolumbii udowadniają, że dobrze poukładana drużyna znaczy więcej niżeli jedynastka gwiazd światowego formatu, w której łatwo o kryzys i kłótnie. Przekonało się o tym kilka reprezentacji, z Włochami i Anglikami na czele, którzy musieli uznać wyższość Kostaryki i Urugwaju ustępując im miejsca promującego do gry w fazie pucharowej. Lecz mówienie o kryzysie w ekipie Canarinhos jest jednak mocno nad wyrost. Z drugiej jednak strony, nie trudno odnieść wrażenia, że gra Brazylijczyków jest daleka od ideału. Na potwierdzenie tych słów może świadczyć to, iż o awansie piłkarzy Scolariego do ćwierćfinału zadecydowały centymetry i fura szczęścia. Mecz z Chile mógł być ostatnim dla Brazylijczyków, ale strzał Pinilli w ostatnich minutach dogrywki uderzył w poprzeczkę, a w rzutach karnych gracze La Roja byli nieskuteczni.
Dzisiejsze spotkanie, będzie 26 meczem, jakie do tej pory rozegrały między sobą oba zespoły. Statystyki dla Los Cafetereos są okrutne - Brazylijczycy triumfowali aż piętnaście razy, osiem spotkań zakończyło się remisem, a tylko dwa zwycięstwa padły łupem Kolumbijczyków. Patrząc na statystyki, wskazanie faworyta nie bedzie trudne, jednak biorąc pod uwagę obecną formę obu zespołów, nie wykluczone, że przygoda Brazylii z Mundialem może się dziś zakończyć.