I koniec. Okno transferowe w La Liga zamknęło się z hukiem. Dla wielu zbyt szybko, a przecież tego lata kluby zdecydowanie nie próżnowały. I biedni i bogaci kupowali i sprzedawali jak szaleni. Przewidywania przed okienkiem? Real miał dołożyć kilka trybów do maszyny, która sezon temu zdobyła dziesiątą Decimę, a Atletico miało zostać rozmontowane i nie zagrażać już więcej hiszpańskiej Wielkiej Dwójce w walce o najwyższe cele i najważniejsze trofea. Puchar Króla zgarnięty sprzed nosa Mourinho, Mistrzostwo Hiszpanii wydarte Barcelonie w ostatnim meczu, finał Ligi Mistrzów i Superpuchar Hiszpanii - wystarczająco dużo bezczelności jak na najbliższe 10 lat. Pobawiliśmy się, a teraz proszę, sprzedajemy najważniejszych zawodników i wracamy z powrotem do szeregu. Na początku było zabawnie, ale już wystarczy - na miejsce i nie przeszkadzać dorosłym w poważnych rozgrywkach.
Nic z tego. Atletico wydaje się teraz silniejsze niż kiedykolwiek. Z Griezmannem, Cercim, Mandzukiciem - a przecież w drużynie ciągle są Koke, Tiago czy Arda Turan. Chłopcy Simeone to już dawno nie jest ekipa, którą można lekceważyć albo uznać za sezonową rewelację. Teraz należy się jej bać.
Optymizmem napawa za to sytuacja kadrowa drugiej drużyny ze stolicy. Nie zrozumcie mnie źle, Real zawsze jest groźny. Jednak trudno być pesymistą patrząc na to, co dzieje się w Madrycie. Pérez pozbył się dwóch kluczowych zawodników poprzedniego sezonu, sprowadzając w ich miejsce dwie rewelacje mundialu. O ile wymianę Di Marii na Jamesa można jeszcze zrozumieć, choćby z marketingowego (w końcu w minutę od transferu Real zarobił na nim 18 milionów funtów) punktu widzenia, to pozbycie się Xabiego, przy takich brakach na pozycji defensywnego pomocnika musi skończyć się katastrofą. Przecież wystarczy jedna kontuzja Khediry i… Ups. Właśnie dzisiaj ogłoszono, że Niemiec wypada z gry na półtora miesiąca. Ale spokojnie, bez paniki - przecież jest jeszcze Illaramendi!
***
Tak z grubsza (bardzo z grubsza) wygląda to u naszych największych rywali, ale zaraz ktoś napisze, że to strona o Barcelonie, więc pisz o Barcelonie. I będzie miał całkowitą rację - wybaczcie więc ten wstęp, już wracam do swojego ogródka. Miała być rewolucja. Rewolucję poprowadzić miał Zubizaretta. Kiedy pierwszy raz to przeczytałem, przeszły mnie, zresztą chyba każdego kibica Barçy, ciarki. Chociaż ciarki to złe określenie. To było bardziej jakby ktoś obrzucał mnie gwoździami, a potem wylał na głowę wiadro czegoś bardzo lepkiego i śmierdzącego. Zubi? Ten sam koleś, który po kilku latach szukania stopera sprowadził na tę pozycję Songa?
A wyszło całkiem nieźle. Oficjalnie więc kajam się i przepraszam. Sory Zubi, jesteś niezły. Naprawdę.
Jasne, można czepiać się, że Mathieu i Vermaelen to nie są stoperzy, których oczekiwaliśmy od lat. Ale tak na chłodno - ile drużyn ma na ten moment lepiej obsadzony środek pola? Może PSG, może Bayern - wszystko zależy od formy poszczególnych zawodników. Na papierze naprawdę nie wygląda to źle. Że mogło być jeszcze lepiej? A no, mogło. Zawsze może. Jednak tak jak jest, jest dobrze, dla niektórych bardzo dobrze, dla innych tylko-trochę-dobrze, ale wszyscy powinni się zgodzić, że jest po prostu solidnie. A tego brakowało nam przez kilka ostatnich sezonów.
***
Obrońcy są, są porządni i niech tak zostanie. Pomoc też wydaje się silna, jednak mnie najbardziej cieszy atak. I nie, nie chodzi o wprowadzaną młodzież. Chodzi o gwiazdy! Tak, wiem, że zachowuję się jakbym miał 10 lat, ale pomyślcie tylko! Suarez, Neymar i Messi. Dwóch moich ulubionych zawodników w mojej ulubionej drużynie w jednej formacji. Dlaczego tylko dwóch? Bo Neymara nie lubię. Wiadomo, nie nie lubię tak, jak nie lubię na przykład Pepe. Co nie zmienia faktu - Neymar mnie irytuje.
Czemu?
Też z idiotycznych powodów. Po pierwsze przez durne czapki, po drugie przez durne zdjęcia na portalach społecznościowych, po trzecie, bo kładzie się przy każdym kontakcie z przeciwnikiem. Wiem co teraz myślicie - “A Suarez też symuluje!” Tak, symuluje. Ale on nie nosi takich głupich czapek.
Że infantylne podejście? A poświęcanie połowy życia na oglądanie i rozmawianie o spoconych facetach biegających za kawałkiem szmaty niby nie jest infantylne? Proszę was.
***
Napisałem przed chwilą, że gwiazdy cieszą mnie bardziej niż młodzież i nie zamierzam się z tego wycofywać - przynajmniej do czasu, aż młodzież nie zmieni się w gwiazdy. Ale to naprawdę fajnie, że Lucho postawił na Munira i Sandro. Serce się raduje, zwłaszcza po dwóch poprzednich sezonach, gdzie było z tym naprawdę słabo. Może w końcu doczekamy się kolejnego “złotego pokolenia La Masii”? Zobaczymy. Na razie na naszej młodzieży pięknie widać co innego, a o czym całkiem niedawno mówił Thierry Henry. Jakby ktoś zapomniał, nasz były napastnik powiedział ostatnio:
“Dzieci, zapomnijcie o Messim i Ronaldo, kopiujcie Thomasa Müllera”.
Na pierwszy rzut oka czyta się to i myśli, że Henry zwariował. Bo Niemiec, mimo że całkiem niezły, a pewnie i sympatyczny, do Messiego i Cristiano nie ma nawet startu. A potem czytamy dalej:
“Messi to wariat, a Müller po prostu dobrze gra w piłkę”.
I ma rację, piłka nożna to nie balet - tu nie wygrywa ten, kto najwięcej razy przełoży nogę nad piłką w ciągu dziesięciu sekund tylko ten, który strzeli więcej bramek. A że machanie nogami w powietrzu może w tym pomóc? No dobra, ale to nie zawsze jest najlepsza droga do celu. Spójrzcie tylko na Deulofeu. Gerard ma niewątpliwie wielki talent. Ma też spore umiejętności, to nie podlega dyskusji. Więc dlaczego już drugi rok tuła się po wypożyczeniach, a młodszy Munir został w kadrze, mimo zdecydowanie gorszej techniki? Bo biega, pracuje w obronie i dobrze strzela. Jest po prostu strasznie praktyczny, a mam wrażenie, że takich zawodników jest coraz mniej. To trochę jak z krewetkami w restauracji - chętnie zjesz od czasu do czasu, ale jeśli jesteś głodny, bierzesz schabowego. Munir to właśnie taki schabowy. Może mało wykwintny, za to bardzo solidny. I treściwy.
Zresztą podobnie ma się sprawa z Sandro. Myślicie, że jego gol w ostatnim meczu to była łatwizna? A ja myślę - Alexis by to spieprzył.