Marco Asensio to niewątpliwie objawienie początku sezonu w Hiszpanii. Po wspaniałej bramce przeciwko Sevilli w Superpucharze Europy, utalentowany pomocnik zdobył gola w pierwszej kolejce przeciwko Realowi Sociedad. Co ciekawe, 2 lata temu Barcelona miała go na wyciągnięcie ręki, ale ostatecznie nie zdecydowała się na dopięcie transakcji. W efekcie, Asensio podążył na Santiago Bernabeu.
Do finalizacji transferu młodego pomocnika brakowało wyłącznie jego podpisu. Barcelona, jak i jego ówczesny klub - RCD Mallorca osiągnęły porozumienie niemal w każdym detalu. Zawodnik był rad, że przechodzi do zespołu Dumy Katalonii, pojechał nawet do Castelldefels celem znalezienia domu. W tamtym czasie, Marco Asensio był jednym z najbardziej utalentowanych i perspektywicznych zawodników w Hiszpanii. Nic dziwnego, że zgłosiło się po niego wiele klubów.
Barcelona była liderem w wyścigu po jego podpis pod kontraktem. Mimo, że wersje wydarzeń przedstawiane przez oba kluby są sprzeczne, to nie było wątpliwości, że Barca była gotowa zapłacić żądane przez Mallorcę 4,5 miliona euro. Różnica polegała na tym, że Barcelona chciała zapłacić w tak zwanych "zmiennych", natomiast Mallorca oczekiwała całej kwoty w jednej racie. Odpowiadający za ten transfer Andoni Zubizarreta i Antoni Rossich nie przystali na to żądanie.
Rozmowy zostały zerwane, ale Rossich miał plan B. Zamiast zapłacić 4,5 miliona za Asensio, postanowił zapłacić 5,5 miliona za Douglasa (w tym 1,5 miliona w zmiennych). Rezultat jest wszystkim znany. Douglas okazał się jednym z największych niewypałów transferowych, podczas, gdy 20-letni obecnie Asensio po udanym wypożyczeniu do Espanyolu, koncertowo wbił się do pierwszego składu Realu Madryt.