Leo Messi stara się, by podnieść na duchu swoich kolegów z reprezentacji i znaleźć sposób na wyjście z kryzysu, w jakim znalazła się ekipa "Albicelestes". Po bolesnej porażce z Brazylią (3:0), poświęcił całkiem sporo czasu na rozmowy z mediami pokazując w swoich wypowiedziach chęć znalezienia sposobu na rozwiązanie problemów, z którymi jego drużyna aktualnie się boryka.
Jego wiadomość miała wielu adresatów: kolegów z drużyny, razem z którymi, jak stwierdził, "są w g**nie", fanów, których poprosił o wsparcie, a także prasę, której powiedział, że zespół jest zjednoczony jak nigdy wcześniej.
Messi był w swoich wypowiedziach uczciwy i szczery, ale zasiał też ziarno optymizmu mówiąc, że sytuacja nadal jest do naprawienia, a los reprezentacji Argentyny w eliminacjach Mundialu nadal zależy od niej samej.
Leo jest pierwszą osobą, która wierzy w umiejętność swoich kolegów do właściwej reakcji. Najlepszą okazją do takowej będzie wtorkowy mecz z Kolumbią. Zwycięstwo z ekipą Jamesa Rodrigueza przywróci Argentynie miejsce premiowane awansem i wskaże właściwy kierunek na ostatnie sześć meczów.
Wielu Argentyńczyków pamięta, że na Mundial w 1986 roku Argentyna zakwalifikowała się o włos, by później pod wodzą Diego Maradony sięgnąć po Mistrzostwo Świata.
30 lat poźniej Argentyna znowu wpadła w kłopoty, a jej kluczowa gwiazda wystąpiła przed szereg. Messi wykonał pierwszy krok wysyłając jasną wiadomość, rozmawiając przez dłuższy czas z mediami. Następny leży po stronie kibiców. San Juan czeka na Argentyńczyków z otwartymi ramionami.