Słodki smak remisu
Juventus F.C. zremisował bezbramkowo z drużyną FC Barcelony, dla której ten rezultat oznacza, że rywalizację w grupowej fazie Ligi Mistrzów w tym sezonie zakończyła na pierwszym miejscu i na mecz w ramach szóstej kolejki może desygnować słabszą jedenastkę. Jeśli miałbym opisać poczynania Dumy Katalonii w tym meczu jednym słowem, byłby to pragmatyzm. Podopieczni Ernesto Valverde przez bardzo długie momenty kontrolowali spotkanie i trzymali Starą Damę w uścisku niczym namiętni kochankowie.
Mecz ten zaczął się po myśli gospodarzy. Próbowali zaskoczyć defensywę FC Barcelony atakami ze skrzydła, ale na posterunku dzielnie stał Ter Stegen. Po dzikiej serii ataków Juventusu, tempo meczu spadło. Na tyle zostało ono obniżone, że oglądających spotkanie kibiców bardziej emocjonowały wciąż bawiące pomyłki Dariusza Szpakowskiego niż poczynania piłkarzy na boisku. Najlepszą sytuację w pierwszej połowie miała FC Barcelona po rzucie wolnym. Futbolówka spadła na głowę Paulinho, ale piłka po tym przypadkowym strzale odbiła się od słupka.
Chwilę po zmianie stron z ławki podniósł się Lionel Messi, który ruszył do rozgrzewki. Niedługo po tym zmienił on Gerarda Deulofeu. Jeżeli ktoś liczył na to, że Messi po wejściu na plac gry zbawi FC Barcelonę, to srogo się pomylił, ponieważ Argentyńczyk był w zasadzie niewidoczny. Chyba najlepszą szansę, aby wpisać się na listę strzelców miał, o dziwo, Lucas Digne. Fatalnie skiksował Cuadrado, ale Francuz mając piłkę na lewej nodze, a przed soba tylko Buffona, podjął dziwną decyzję i próbował odgrywać jeszcze do Suáreza. Juventus heroiczną szarżę rozpoczął w doliczonym czasie gry i prawie dopiął swego. Dobrą akcję skończył silnym strzałem Paulo Dybala, ale Ter Stegen wyciągnął się niczym struna i fenomenalnie poradził sobie z uderzeniem Argentyńczyka.
Plan został osiągnięty, faza grupowa Ligi Mistrzów tak naprawdę dla FC Barcelony się zakończyła. Genialne zawody znowu zanotował Umtiti w parze z Ter Stegenem, świetnie spisał się także Semedo. Lionel Messi odpoczął, trochę oddechu złapał również Jordi Alba, który pojawił się w końcówce. Ktoś może powiedzieć, że poczynania ofensywne Dumy Katalonii wołały o pomstę do nieba. Przy takim narzekaniu radzę zdać sobie sprawę z faktu, iż podopieczni Valverde grali na wyjeździe z mistrzem Włoch i finalistą poprzedniej edycji Ligi Mistrzów. Co więcej, potrafili tego rywala zneutralizować i w dobrym nastroju mogą przygotowywać się do najważniejszego meczu rundy jesiennej.