Chciałbym Ci podać trochę informacji z wewnątrz. Wszyscy wiecie, że piłkarze mają grupy na WhatsAppie. Jedną z takich grup mam wraz z moimi znajomymi, jedną z piłkarzami Barçy. Ale moja ulubiona grupa może Cię zaskoczyć. Wcześniej w tym sezonie, kiedy mieliśmy już 8, czy 9 punktów przewagi nad Realem, założyłem specjalną grupę dla zawodników reprezentacji Hiszpanii, którzy grają w Realu i Barcelonie.
Jeśli czytasz tylko to, co piszą media, pomyślałbyś, że nienawidzimy się nawzajem. W rzeczywistości jednak wszyscy dobrze się dogadujemy i piszemy ze sobą o taktyce, filozofii piłki nożnej, a nawet o przeczytanych książkach.
…
…
Nie no, żartuję! Jedyną rzeczą, jaką robimy na tej grupie to głupoty, które piszemy o Barçy, czy Realu!
I to jest najlepsze. Zachowujemy się jak dzieciaki. Prawda jest taka, że teraz jest to szczególnie zabawne, ponieważ mamy 15 punktów przewagi na Realem. Dlatego też jestem bardzo kreatywny w swoich odpowiedziach. W zeszłym sezonie, kiedy zawodnicy Realu wygrywali wszystko, to oni czuli się fantastycznie. Kiedy zobaczyli mnie na treningu reprezentacji, od razu zaczynali żartować na temat Barcelony.
Za każdym razem kiedy wygrywali mecz w zeszłym sezonie, wrzucali na Instagram zdjęcia bez koszulki z szatni. Pamiętacie to?
Uśmiechali się i prężyli mięśnie jak The Rock i krzyczeli #HalaMadrid i wysyłali emojis z małymi trofeami. W tym sezonie atmosfera jest nieco inna. Wszystkie ich zdjęcia na Instagramie wyglądają ponuro. „3 punkty dzisiaj. Musimy wciąż ciężko pracować!”.
Więc piszę do nich na WhatsAppie: „Co jest panowie, dlaczego tak poważnie?”.
Dorzucam płaczące i śmiejące się emojis.
Wymyśliłem nawet nazwę, specjalnie dla tej grupy: „GRATULACJE”.
Mogę sobie żartować z tymi chłopakami, to moi bracia z hiszpańskiej reprezentacji. Możemy nienawidzić nawzajem klubów, w którym gramy, ale bronimy barw tego samego kraju, mamy te same marzenia i to jest coś, z czego jestem bardzo, bardzo dumny. Odkąd, będąc małym chłopcem, widziałem krwawiącego Luisa Enrique podczas Mistrzostw Świata w ’94, moim marzeniem była gra dla drużyny narodowej.
Jestem niezmiernie dumny z tego, że co cztery lata noszę koszulkę z naszywką Mistrzostw Świata. Może to zaszokuje niektórych ludzi. Jeśli oglądasz telewizję w Madrycie, ludzie opowiedzą Ci kompletnie inną historię o mnie. Powiedzą, że jestem zdrajcą, że chcę podzielić kraj przez moje publiczne poparcie dla katalońskiego narodu w głosowaniu w referendum.
Nigdy nawet nie powiedziałem na co zagłosuję. Nie staram się być politykiem. To, w co wierzę, jest nieistotne. Jestem tylko kolejną opinią wśród milionów ludzi. Uważam jednak, że 7,5 miliona osób z mojej ojczyzny, Katalonii, powinno mieć prawo do głosowania w bardziej pokojowy sposób. Ta sprawa jest bardzo skomplikowana, wymaga wielu przemyśleń, debat. To trudna sytuacja dla mnie, ponieważ najszczęśliwszym momentem w moim życiu, było wygranie Mistrzostw Świata z Hiszpanią, ale z drugiej strony, płynie we mnie katalońska krew. To moi ludzie, moja ziemia, moje dziedzictwo. I kiedy 80% mieszkańców Katalonii mówi, że chcą mieć prawo głosować, uważam, że ich prośby powinny być wysłuchane. Jeśli ta opinia sprawi, że moi rodacy znienawidzą mnie… cóż, jestem o to bardzo spokojny.
To zabawne, ale zauważyłem, że w Ameryce niektórzy ludzie rozpoczęli narrację, w stylu „po prostu zamknij się i drybluj”, kiedy zawodnik NBA wypowiadał się na temat rzeczywistych problemów w społeczeństwie.
To niedorzeczne, prawda?
To samo dzieje się tutaj, w Hiszpanii. Mówią „po prostu zamknij się i graj w piłkę. To wszystko, co wiesz”.
Przepraszam, ale nie. Nie zamknę się i nie będę tylko grał. To nie wszystko, co wiem. Piłkarze są znacznie bardziej zagłębieni niż uważa wielu ludzi. Myślę, że ważne jest, abyśmy wyrażali publicznie swoje poglądy. Piłkarze też są ludźmi i to jest coś, co jest w mediach pomijane. W naszym życiu dzieją się rzeczy, o których opinia publiczna nie ma pojęcia. Owszem, możesz sprawdzić w Google wynik meczu, poczytać plotki transferowe, ale nie możesz wygooglować uczuć i tego, co nas motywuje lub czego się obawiamy.
Pozwólcie, że podam Wam kilka przykładów z mojego życia.
Spoglądam wstecz na ostatnie 10 lat mojej kariery i zdaję sobie sprawę z tego, że wygrałem Mistrzostwo Świata, Ligę Mistrzów, La Ligę, Puchar Hiszpanii… wygrałem wszystko, lubię to przypominać moim madryckim przyjaciołom na WhatsAppie.
Ale dziesięć lat temu, prawie to wszystko spier*****em. Całe moje życie mogło okazać się zupełnie inne, jeśli na mojej drodze nie pojawiłby się Sir Alex Ferguson.
Do Manchesteru United trafiłem jako chłopiec, a opuściłem go jako mężczyzna. To był dla mnie szalony czas, ponieważ nigdy wcześniej nie byłem poza domem. Pierwsze 17 lat mojego życia spędziłem w Hiszpanii, w akademii młodzieżowej w Barcelonie i czułem się prawie tak, jakbym grał w lokalnej szkolnej drużynie. Znałem tam wszystkich i byłem blisko rodziny. Więc dla mnie piłka nożna była jedynie zabawą. Nie rozumiałem biznesowej strony tej gry. Później dotarłem do Manchesteru i, szczerze mówiąc, był to dla mnie całkowity szok.
Jeden z moich pierwszych meczów na Old Trafford. Byliśmy w szatni, przygotowywaliśmy się i byłem nieprawdopodobnie zdenerwowany. Wyobraźcie to sobie – Mam 18 lat i siedzę w małej szatni, zakładam getry obok Ruuda Van Nistelrooya, Ryana Giggsa i Rio Ferdinanda. Chciałem być niewidzialny. Myślałem wtedy „po prostu rób swoje i nie zwracaj na to uwagi”.
Zatem siedzimy sobie w szatni, czekamy na staruszka, który miał za moment przyjść i rozmawiać z nami, a ja siedzę dosłownie obok Roya Keane’a. Szatnia jest na tyle mała, że nasze nogi prawie się dotykają. Nie ma tutaj w ogóle miejsca.
To była martwa cisza. Nagle było słychać lekkie wibracje. Bardzo delikatne.
Bzzzzzz ……
………….. Bzzzzzzz.
Roy rozgląda się dookoła szatni.
Bzzzzzz ……
O kur**.
Zdałem sobie sprawę, że to ja. To mój telefon. Zostawiłem go na wibracji, a jest w kieszeni moich spodni, które leżą w torbie, wiszącej tuż za głową Roya.
Roy wciąż nie może znaleźć miejsca, z którego dobiega hałas. Nadal rozgląda się po szatni ze wzrokiem maniaka. Jego oczy wędrują wszędzie i próbuje odkryć skąd pochodzi dźwięk. Znacie tą słynną scenę z Jackiem Nicholsonem w „Lśnieniu”, kiedy próbuje rozwalić drzwi? Tak właśnie wyglądał Roy.
Krzyczy do wszystkich: „Czyj to telefon?!”.
Cisza.
Pyta ponownie.
Cisza.
Pyta po raz trzeci.
„Czyj jest ten je***y telefon?”
W końcu wstałem, przestraszony jak mały chłopiec. I bardzo łagodnie powiedziałem „przepraszam, to mój”.
Roy położył rękę na mnie i zaczął się śmiać i powiedział mi, żebym się tym nie przejmował.
…
…
Nie no, żartuję! Roy stracił nad sobą kontrolę! Zaczął krzyczeć i obrażać wszystkich. To było niesamowite. Prawie się zesrałem. Ale była to świetna lekcja.
Teraz, w 2018, wszystko jest inne. Wszystkie dzieciaki przed meczem siedzą w swoich iPhone’ach. Ale wtedy, w 2006? To był inny świat. Nie robiłbyś tego. A zwłaszcza w United. Nie w szatni Roya. To był jeden z tysiąca błędów, które popełniłem, będąc w Manchesterze.
Nie tylko piłka nożna była dla mnie czymś trudnym. Język, kultura i samotność. Izolacja była najgorsza. Być z dala od rodziny w wieku 17 lat, otoczonym przez dorosłych facetów, legendy, menedżera, takiego jak Sir Alex… to było naprawdę skomplikowane. Kiedy ludzie zastanawiają się, dlaczego młodzi, utalentowani piłkarze nie wyjeżdżają za granicę, mogę Was zapewnić, że nie chodzi wcale o ich umiejętności. Dzieje się znacznie więcej, niż to co widzicie. Przez pierwsze dwa lata mojego pobytu w Anglii, było tyle nocy, kiedy wracałem z treningu do domu i w Manchesterze było już ciemno o czwartej po południu. A ja byłem sam w mieszkaniu. Cały czas sam. To było przygnębiające. Wtedy dzwoniła do mnie mama, a ja kłamałem i mówiłem „Wszystko idzie wspaniale, mamo. Wszystko jest wspaniale”.
Ale wcale tak nie było. To było gówno. Chciałem to wszystko zostawić i wrócić do Hiszpanii. Pamiętam, że w tym trudnym czasie, mój ojciec powiedział coś, co było dla mnie niezwykle ważne.
Narzekam mu do słuchawki: „Nie wiem, tato. Trener mi nie ufa. Ci goście są tacy dobrzy. Nie jestem szczęśliwy…”.
I on wtedy mówi: „Hmm, wiesz co? Może dzisiaj było źle, ale jutro znowu wzejdzie słońce”.
Nie wiem dlaczego, ale to sprawiło, że poczułem się lepiej. Dzięki temu ciągle walczyłem. I miałem wiele szczęścia, ponieważ tak naiwny, jak byłem, tak Sir Alex był dla mnie fenomenalny od pierwszego dnia. Najlepsi trenerzy mają tę jakość – nawet wtedy, kiedy nie dają Ci szans gry i kiedy są dla Ciebie surowi – sprawiają, że wierzysz, że naprawdę się o Ciebie troszczą. Sir Alex był dla mnie jak drugi ojciec.
W 2007 roku, po dwóch latach spędzonych w Anglii, powiedział mi, że w tym sezonie zagram około 25 meczów. Wszystko zaczęło się dobrze. Miałem grać obok Rio. I wtedy, w listopadzie, nadszedł mecz z Boltonem.
Kur**…
Nadal potrafię sobie wyobrazić piłkę, lecącą w powietrzu.
To był stały fragment gry. Miałem kryć Nicolasa Anelkę. Bolton wrzucił piłkę w pole karne. Podskoczyłem, aby wybić piłkę głowę i… nie trafiłem w nią. To był koszmar. Piłka po prostu leciała dalej. To była żółto-fioletowa piłka z logiem Premier League. Pamiętacie ją? Przeleciała nad moją głową jak balon.
Odwróciłem się z przerażeniem. Anelka opanował piłkę i bez problemów zdobył bramkę. Ostatecznie przegraliśmy 1:0 i to przez mój błąd. Będąc młodym obrońcą, kiedy popełniasz taki błąd, trener po prostu nie może Ci już ufać. Nawet jeśli chciałby, nie może. Mogę powiedzieć, że dokładnie w momencie, w którym Anelka przyjął piłkę, ja straciłem zaufanie Sir Alexa i prawdopodobnie większości kibiców United.
Sir Alex obiecał mi 25 meczów w sezonie, a skończyło się na 12. To był niezwykle trudny okres. Czułem, że ten błąd może kosztować mnie karierę. Zakończyła się już na początku, ale tylko przez to, co Ferguson zrobił dla mnie. Pod koniec tego sezonu, mój agent powiedział mi, że Barcelona jest zainteresowana ściągnięciem mnie z powrotem. Prawda jest taka, że nie mogłem w to uwierzyć. „To nie ma sensu. Nie gram w United, więc dlaczego mieliby mnie kupić?”, powiedziałem do mojego agenta.
I on powiedział „Cóż, znają Cię. Wierzą w Ciebie”.
Oczywiście, byłem podekscytowany. Chciałem wrócić do domu. Ale wiedziałem, że muszę odbyć bardzo trudną rozmowę z Sir Alexem. W mojej umowie nie było klauzuli wykupu, więc Manchester United mógł ustalić taką cenę, jaką chcieli, więc musiałem go przekonać, aby pozwolił mi odejść. To była jedna z najtrudniejszych rozmów w moim życiu, ponieważ on bardzo się mną opiekował. Wszedłem do jego biura i byłem z nim szczery. „Czuję, że straciłem Pańskie zaufanie. Barcelona jest moim domem. Chcę wrócić. Mam nadzieję, że pozwoli mi Trener odejść”.
Długo rozmawialiśmy, a on zdecydował. Powiedział, że byłem szczery i zgodził się na moje odejście po zakończeniu sezonu.
Ale to nie koniec naszej historii. Piłka nożna lubi komplikacje. Zgadnijcie z kim mieliśmy się zmierzyć w półfinałach Ligi Mistrzów? Zgadliście. Z Barceloną. Nie miałem żadnych szans na grę. Byłem trzecim wyborem trenera na środek obrony. Ale tuż przed pierwszym meczem na Camp Nou, Nemanja Vidić doznał kontuzji. I nagle ja musiałem się podnieść i zagrać przed 90000 osób, przeciwko mojemu klubowi z dzieciństwa.
Byłem podekscytowany, zdenerwowany, zszokowany… wszystko po kolei.
Przed meczem mieliśmy standardową, dwugodzinną siestę w hotelu. Oczywiście nie mogłem zasnąć. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, popatrzyłem przez wizjer i…
To nie była pokojówka. To Sir Alex.
Wiedziałem, że coś się stało, ponieważ nigdy nie odwiedzał piłkarzy przed meczem. Otworzyłem drzwi i powiedział „Gerard, z przykrością muszę Cię poinformować, że nie możesz dzisiaj zagrać. Jeśli Cię wystawię, a Ty źle zagrasz, powiedzą, że zrobiłeś to dlatego, że grałeś z Barceloną. Więc nie możesz zagrać. Chciałem, żebyś wiedział dlaczego”.
Prawda jest taka, że byłem zszokowany. Mimo tego, że chciałem wrócić do domu, byłem gotów by dać z siebie wszystko dla United i Sir Alexa. Moim marzeniem było zagrać na Camp Nou w Lidze Mistrzów. Strasznie mnie to zabolało. Ostatecznie, Sir Alex podjął słuszną decyzję. Wszystko wyszło na dobre dla każdego. Zremisowaliśmy bezbramkowo na Camp Nou, a później wyeliminowaliśmy Barcelonę na Old Trafford. Zdobyliśmy Ligę Mistrzów i wygraliśmy Premier League. A ja mogłem wrócić do domu w sprzyjających okolicznościach.
Dzięki Fergusonowi, doświadczyłem jednej z najrzadszych rzeczy w futbolu. Opuściłem Manchester w najlepszy możliwy sposób. Wtedy tego tak nie odbierałem, ale błąd przeciwko Boltonowi był najlepszą rzeczą, która przydarzyła mi się w życiu. Koniec końców, Barcelona zapłaciła za mnie jedynie 5 milionów dolarów. Po przyjeździe byłem czwartym wyborem trenera na mojej pozycji. Nikt nie oczekiwał ode mnie zbyt wiele. Dzięki piłkarskiemu mózgowi Pepa Guardioli i jego wierze we mnie, pod koniec sezonu grałem u boku Carlesa Puyola. Carles wziął mnie pod swoje skrzydła i miał na mnie ogromny wpływ. Wiele się od niego nauczyłem i stworzyliśmy duet obrońców, który ostatecznie grał razem w reprezentacji.
Jeśli ktoś powiedziałby mi , że po powrocie do Barcelony, w ciągu dwóch lat, stanę obok Puyola podnoszącego puchar Mistrzostw Świata, uznałbym go za absolutnego szaleńca. Ale piłka nożna to zabawny biznes i tak się właśnie stało. Właśnie tak szybko zmieniło się wszystko wokół mnie. I to naprawdę skłania mnie do myślenia o losie. Jeśli nie popełniłbym błędu z Boltonem, czy wszystko tak by się potoczyło? Gdyby Sir Alex postanowił mnie zatrzymać na kolejny sezon, aby dostać za mnie większe pieniądze, czy wszystko tak by się potoczyło?
W życiu piłkarza dzieje się wiele rzeczy, o których ludzie nie mają pojęcia. I właśnie dlatego o tym piszę. I właśnie dlatego opowiem kolejną historię… ponieważ jak już powiedziałem, piłka nożna lubi komplikować wiele spraw. To nie jest jak film. Kiedy miałem 24 lata, byłem na szczycie. Wygrałem wszystko – Ligę Mistrzów, La Ligę, Mistrzostwo Świata. Grałem u genialnego trenera, Pepa Guardioli, który naprawdę we mnie uwierzył. Grałem w klubie, który kochałem odkąd byłem dzieciakiem. Było perfekcyjnie.
I wtedy…
Nadszedł najgorszy sezon w karierze.
W 2012 roku miałem wrażenie, że wszystko się rozpada. I nie wiedziałem dlaczego. Być może pozbyłem się strachu, dzięki któremu dotarłem do tego poziomu? Jednak nieważne z jakiego powodu, zacząłem zastanawiać się nad sobą. W miarę upływu sezonu, Pep zaczął tracić zaufanie do mnie. W pierwszych trzech sezonach mieliśmy fantastyczne relacje. Nadal szanuję Pepa jako trenera, ale prawda jest taka, że był to niezwykle trudny okres. Pep chciał, żeby jego piłkarze byli zajęci piłką 24 godziny na dobę i w tamtym momencie mojego życia, nie rozumiałem tego. Nie byłem aż tak oddany tej filozofii. Pep po prostu już nie ufał mi w takim stopniu jak wcześniej, a kluczowym momentem dla mnie był mecz, w którym postanowił nie wystawić mnie w spotkaniu z Realem Madryt. To było miażdżące.
Zacząłem myśleć, czy marzenie o grze w Barcy dobiega końca? Czy mogę odejść tak szybko?
Później, w drugim meczu w półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Chelsea wydarzyło się coś nieprawdopodobnego. Kolejny zwrot losu. Przegraliśmy 1:0 w pierwszym meczu na Stamford Bridge, a ja nie zagrałem. Pep wystawił mnie w meczu na Camp Nou i próbował coś zmienić, ale szczerze mówiąc, nie potrafię nic powiedzieć o tym meczu.
Na początku tego spotkania, nasz bramkarz, Víctor Valdés, przypadkowo podczas interwencji uderzył mnie kolanem w głowę. Straciłem przytomność. Kiedy stanąłem na nogi, jakimś cudem pozostałem na boisku i wiem, że biegałem jeszcze przez około 10 minut, ale kompletnie tego nie pamiętam. W końcu lekarz zauważył, że coś ze mną nie tak, i trener zdjął mnie z boiska i pojechaliśmy do szpitala.
Obudziłem się następnego dnia i nie pamiętałem zupełnie niczego z tego meczu. Nawet nie pamiętałem kto wygrał. Byłem całkowicie zamroczony.
Okazało się, że mecz zakończył się wynikiem 2:2 i zostaliśmy wyeliminowani. W ciągu kilku dni, Pep ogłosił swoje odejście z Barcelony. Czułem, że pewna era zbliża się do kresu i myślałem, że mój czas też się kończy.
Ten sezon naprawdę skłaniał mnie do zastanowienia się nad karierą i życiem. To był dzwonek alarmowy. Kiedy nasza drużyna grała o wszystko, Pep już we mnie nie wierzył. Kiedy jednak na mnie postawił, zostałem znokautowany. Czasami się zastanawiam, co by się działo, gdybym tego dnia obudził się i dowiedział się, że udało nam się wyeliminować Chelsea. Przez kontuzję głowy byłem wyłączony z gry na kilka tygodni, więc na pewno nie zagrałbym w finale. Może wygralibyśmy Ligę Mistrzów. Może Pep zdecydowałby się na pozostanie w Barcelonie. Może już nigdy nie odzyskałby do mnie zaufania. Może byłbym teraz w innym klubie. Zamiast tego, trenerem w nowym sezonie został Tito Vilanova i dał mi szansę na odzyskanie swojego miejsca.
Jest wiele takich chwil, które zdarzają się w zawodowej karierze, przez które zastanawiasz się nad losem, przypadkiem i tym, że niektóre sprawy mogły potoczyć się inaczej. Ale nie czytamy o tym w nagłówkach gazet. W nagłówkach są proste rzeczy. W rzeczywistości, najciekawsze rzeczy dzieją się pod powierzchnią.
Na przykład, często ludzie pytają mnie jak to jest tak długo grać z Leo Messim. Gdybym miał to wyjaśnić w jednym zdaniu: On jest kosmitą.
On jest nie z tej planety.
Jest jedynym piłkarzem, którego pamiętam od początku jego gry. Mieliśmy wtedy 13 lat, a ja mówiłem do siebie „ten dzieciak przybył tu z innej planety. On nie jest człowiekiem”.
On jest nieprawdopodobny. Jest najlepszym piłkarzem, jakiego kiedykolwiek widziałem. Ale to nie chodzi o sposób, w jaki atakuje. Ludzie pytają mnie, „Jaka jest najbardziej niesamowita rzecz, którą Leo zrobił na boisku?”. I oczekują, że powiem im o sytuacji, w której przedryblował trzech obrońców. Wierz mi lub nie, mam wiele takich historii.
Ale dla mnie, powodem, dla którego wiem, że pochodzi z innej planety jest to, co dzieje się w momencie, gdy nie ma piłki. Być może nie widać tego w telewizji, ale ja widzę to na boisku. Musisz zobaczyć jego twarz podczas sprintu, gdy musi wygrać pojedynek z obrońcą. Ma w oczach spojrzenie, którego nigdy nie widziałem w oczach innego piłkarza. Właśnie to czyni go tak wielkim. Nie interesuje go spektakl. On jest wycięty z innego materiału. Jego wielką zaletą jest obsesja na punkcie wygrywania.
Może to nie jest świetny nagłówek. Ale kiedy myślę o prawdziwej magii Messiego, to nie jest coś, co można znaleźć na YouTubie. Chodzi o subtelną ekspresję w jego oczach. Jego wspaniałość zabierałaby kolejne 5000 słów wyjaśnień. Może w innym artykule!
I to prowadzi z powrotem do początku. W miarę mojego starzenia się i przygotowań do ostatnich Mistrzostw Świata w mojej karierze, myślałem o moim miejscu na świecie. Myślałem o tym, jak się tu znalazłem i co jeszcze chciałbym osiągnąć w moim życiu.
Jednym z moich celów jest to, by nigdy się nie zamykać.
Jako sportowiec uważam, że powinniśmy korzystać z możliwości łączenia się z ludźmi i dać im trochę więcej do myślenia o naszym życiu. Myślę, że taka mentalność jest teraz potrzebna bardziej, niż kiedykolwiek.
Jeśli oglądasz telewizję w Madrycie, media powiedzą, że każdy w Barcelonie próbuje zniszczyć ten kraj.
Jeśli oglądasz telewizję w Barcelonie, media powiedzą, że wszyscy w Madrycie próbują gnębić ludzi.
Każdy jest teraz złym człowiekiem, w zależności od tego, gdzie oglądasz telewizję.
Mówią, że drużyna narodowa jest w nienajlepszym nastroju, ze względu na różnice polityczne. W rzeczywistości jednak nigdy nie rozmawiamy o polityce. Jestem jednak zbyt zajęty mówieniem piłkarzom Realu, że są rozje**ni w lidze, a oni są zajęci rozmową ze mną o spiskach sędziowskich!
Jestem piłkarzem od ponad połowy mojego życia. Mam 31 lat. Kiedyś mówiłem, że zakończę karierę w wieku 30 lat. Będąc szczerym, wiecie co mnie utrzymuje przy grze w piłkę? Rzeczy, których doświadczyłem w szatniach. Poznanie takiego geniusza futbolu jak Messi. Poznanie Puyola, Neymara, Roya Keane’a (chociaż prawie mnie zamordował).
Ostatecznie, piłka nożna to długa podróż. Wygrywasz. Przegrywasz. Wstydzisz się samego siebie. Popełniasz błędy. Śmiejesz się. Płaczesz. Robisz głupie rzeczy, aby zabić czas. Może Ty i Twoi koledzy z drużyny podpalicie motocykl asystenta trenera (oczywiście wcześniej kupując mu nowego… zostawię tę historię na później!).
Mam nadzieję, że wyrośniesz na mężczyznę. Właśnie to sprawia, że sport jest dla mnie tak piękny. Wszystko to jedna, długa historia.