Ramón Rodríguez Verdejo, znany przez każdego jako „Monchi” był jednym z głównych kandydatów do zajęcia stanowiska sekretarza technicznego Barcelony w nadchodzącym sezonie. Na Camp Nou wiedzieli jednak o istnieniu klauzuli, która wymuszałaby na Katalończykach negocjacje z Sevillą.
Kontrakt Monchiego z Sevillą miał trwać aż do 2020 roku, ale po siedemnastu sezonach budowania zwycięskich projektów na Sánchez Pizjuán zdecydował zakończyć się przedwcześnie kontrakt z powodu „wyczerpania”. W geście wdzięczności za dobrze wykonywaną prace, Sevilla nie zamknęła mu drzwi przed odejściem, ale pod jednym warunkiem: że nie podpisze już kontraktu z jakimkolwiek innym hiszpańskim klubem.
Monchi słowa dotrzymał i w marcu w rozmowie z dziennikarzami przyznał, że „Roma nie była jedynym klubem, który złożył mu ofertę”. Prezydent Sevilli, José Castro potwierdził także, że Monchi nie będzie zobowiązany do wypłacenia kary za rozwiązanie umowy z klubem. Oczywiście, wszystko dlatego, że przystał na warunek nie podjęcia pracy w innym klubie z Hiszpanii.
Wiedząc o tym, FC Barcelona wybrała inny kierunek. Rezultatem było sprowadzenie Erica Abidala i Ramona Planesa.