Poniższy tekst jest autorstwa Jaime Rincóna, dziennikarza Marki.
Wydajesz 40 mln euro na faceta grającego w Chinach i reprezentacji Brazylii. Jest około trzydziestki, i można powiedzieć, że nie pasuje do stylu gry, który jest obecny od ostatnich dwóch dekad. Paulinho ma za sobą dobre występy, ale w następnym roku zostaje sprzedany za nieco więcej, niż wcześniej za niego zapłacono. Czy ktokolwiek może to logicznie wyjaśnić?
FC Barcelona na czele z Josepem Marią Bartomeu charakteryzuje się niewypałami na rynku transferowym. Coutinho został sprowadzony za ogromne pieniądze zimą, mimo że nie mógł grać w Lidze Mistrzów. Nie udało się kupić go latem, kiedy był najlepszy czas na takie właśnie wzmocnienia.
Dembélé, a więc zawodnik, który został kupiony za fortunę w poprzednim roku, mógł jeszcze niedawno zostać wypożyczony do innego klubu, aby zdobywać doświadczenie. Nelson Semedo trafił do zespołu razem z nim, zapłacono za niego 30 mln euro, a w składzie dalej na prawej obronie gra Sergi Roberto. I można by wymieniać dalej...
Za kolejny niewypał można zaliczyć transfer Antoine’a Griezmanna, który ostatecznie nie doszedł do skutku. Można przypomnieć sobie jeszcze „dwustuprocentową” pewność co do pozostania Neymara. Jest jeszcze opera mydlana z Lengletem, piłkarzem, który nie został nawet powołany na Mistrzostwa Świata. Zawirowania w sprawie Arthura pozostają również nonsensem. W momencie, gdy odwieczny rywal zdobywa trzecią Ligę Mistrzów z rzędu, Bartomeu i spółka wciąż błądzą w ciemności nie wiedząc, czego szukają, podczas gdy Lionel Messi nadal musi dawać z siebie, to co najlepsze.