Clement Lenglet żyje w sprzeczności. Jego pierwszy rok w Barcelonie jest perfekcyjny, jest dobry tak bardzo, że nikomu nie przychodzi do głowy, by kwestionować zasadność jego podstawowego miejsca w obronie obok Gerarda Pique. Paradoksalnie, jego nazwisko jest stale pomijane w przypadku powołań do reprezentacji narodowej przez trenera Trójkolorowych, Didiera Deschampsa. Przeciwko Espanyolowi Lenglet rozegrał zawody na świetnym poziomie.
Do regularności, stoper dorzucił jeszcze instynkt i koncentrację, w fantastyczny sposób broniąc piłkę, która zmierzała w kierunku Wu Lei i mogła skończyć się bramką wyrównującą na 1:1. Były zawodnik Sevilli rozegrał już 35 meczów w koszulce Blaugrany i ma 2 754 minuty na koncie.
Najdziwniejszą sprawą jest jednak fakt, że niekwestionowanym zawodnikiem pierwszego wyboru dla Deschampsa jest... Samuel Umtiti, będący świeżo po kontuzji lewego kolana i będący ledwie zmiennikiem Lengleta w Barcelonie. "Lenglet jest bardzo wydajny, ale nie ma doświadczenia", argumentował ostatnio trener Francuzów, jednak nie przeszkodziło mu to, by powołać innych młodych zawodników, jak Presnela Kimpebme, czy Kurta Zoumę.