Mijały minuty, a Barcelona nie była w stanie znaleźć drogi do bramki Girony. Na Camp Nou pojawiły się nerwy, a Xavi cierpiał w strefie technicznej, obserwując niemoc drużyny.
Trener nietypowo dokonał zmiany w przerwie. Za Sergiego Roberto wszedł Kessié. Duma Katalonii jednak cały czas miała problemy ze stworzeniem zagrożenia blisko bramki Gazzanigi, więc Xavi znów sięgnął po ławkę. Tym razem dał szansę Ferranowi Torresowi i ściągnął Ansu Fatiego.
To również nie zadziałało. Barcelona nie tylko nie była w stanie umieścić piłki w siatce, ale też nie oddawała celnych strzałów.
Wtedy Xavi wyciągnął z rękawa ostatnią kartę. Być może było zbyt późno, ale na kwadrans przed końcem podstawowego czasu gry na boisku zameldował się Jordi Alba, który zastąpił Raphinhę. Stworzył atak z Lewandowskim i Ferranem. Barcelonie nie udało się zdobyć bramki, ale wkład Jordiego był całkiem niezły. W ciągu 20 minut gry – razem z doliczonym czasem – interweniował 13 razy, wykonał dziewięć podań (wszystkie celne) i cztery razy dośrodkowywał. Odczucia były pozytywne.
Dośrodkowania Alby zazwyczaj stwarzają zagrożenie, a jeśli zdejmie się z niego presję bronienia, będzie mógł więcej zdziałać w ataku. Ponadto stworzy też wolne przestrzenie Balde, który również potrafi zdestabilizować obronę rywali.
Wystawienie Alby na skrzydle mogło nastąpić za późno, ale może to być dobre rozwiązanie w innych meczach, które się skomplikują.