Jeszcze kilka miesięcy temu strategicznym i priorytetowym celem Barçy było sprowadzenie pomocnika na najwyższym poziomie, który uzupełniłby skład. Dyrektor sportowy, Deco, przyznał wewnętrznie, że drużyna ma wielu pomocników, ale żadnego o profilu fizycznym i defensywnym, który byłby w stanie zrównoważyć Blaugranę, zwłaszcza w rozgrywkach europejskich. I prawdą jest, że Deco wykonał ruchy na rynku w celu pozyskania Amadou Onany, który ostatecznie trafił do Aston Villi, a następnie rozważał możliwość sprowadzenia Mikela Merino, który później podpisał kontrakt z Arsenalem. Jedną rzeczą jest myślenie życzeniowe, a inną rzeczywistość, której Barça doświadczyła latem, kończąc sierpień bez ani jednego euro pozostałego z limitu wynagrodzeń i rejestrując zawodników dzięki długoterminowym kontuzjom innych kolegów z drużyny.
Wszystko wskazuje teraz na to - a przynajmniej tak twierdzą w klubie - że sytuacja będzie znacznie bardziej obiecująca od stycznia, kiedy Blaugrana będzie mogła powrócić do zasady 1:1. To ważny krok, ponieważ w zimowym okienku transferowym mogliby sfinalizować kilka odejść, które otworzyłyby możliwość podpisania kontraktów, jeśli zajdzie taka potrzeba. Debata na temat defensywnego pomocnika została ponownie otwarta, ale wydaje się, że Hansi Flick definitywnie ją zamknął.
Niemiec widzi dziś, że pozycja ta jest dobrze obsadzona, a ponadto uważa, że nie można zamykać drzwi Marcowi Bernalowi na przyszłość. Flick, podobnie jak przyznał Pep Guardiola podczas presezonu, jest przekonany, że Bernal może naznaczyć epokę i trzeba na niego postawić. To prawda, że poważna kontuzja, której doznał na początku sezonu, spowolniła jego postępy, ale trenerzy klubowi widzą w Bernalu nowego Busquetsa. W tym sezonie uważają również, że pozycja ta jest dobrze obsadzona przez Casadó, Erica Garcíę lub Christensena. Teraz Flick odzyska również Gaviego i Fermína, a jest jeszcze de Jong. To mu wystarczy.
Barça przyglądała się możliwym okazjom w styczniu, mając na oku przede wszystkim Chelsea. Londyński klub ma nadmiar zawodników i z pewnością dojdzie do wypożyczeń. Deco zawsze bardzo lubił Romeo Lavię, zawodnika, który w zeszłym sezonie nie grał z powodu kontuzji i który nie odgrywa ważnej roli w zespole. Deco złożył za niego ofertę dwa lata temu, gdy Southampton spadło z ligi, ale mógł go sprowadzić tylko na zasadzie wypożyczenia, a Chelsea zapłaciła za niego 60 milionów. Jest też Chukwuemeka, młoda gwiazda urodzona w Nigerii. Oferowali go już latem i teraz też go zaoferują, ale Flick chce postawić na La Masię.