Euforia po Gran Derbi powoli opada, trzeba zapomnieć o dramatycznym zwycięstwie i skupić się na następnych meczach, bo każdy kolejny będzie miał wagę finału. Piłkarze powoli przygotowują się już do spotkania z Celtą, a ja z przyjemnością prezentuję pierwszy z cyklu luźniejszych tekstów, które będą ukazywąły się we wtorki. Nie w każdy wtorek, na pewno nie wtedy, kiedy Blaugrana będzie rozgrywała mecze w Champions League, ale w większość. Taką mam przynajmniej nadzieję. Na dobry początek: subiektywna jedenastka piłkarzy, którzy otarli się o transfer do Barcelony, a których przenosiny mogłyby zmienić obecny wygląd “Dumy Katalonii”.
Zapraszam do lektury.
---
11. Robinho
Wielki brazylijski talent, “nowy Pelé” i kolejny zawodnik Santosu, który miał zwojować Europę. Chciało go pół świata, a dostał - w 2005 roku - Real Madryt. Po trzech sezonach nierównej, przeplatanej kontuzjami gry w Madrycie, kupił go Manchester City, płacąc za Brazylijczyka 43 miliony. FC Barcelona zainteresowała się nim na poważnie w roku 2009. Najpierw chciano go kupić, a potem wypożyczyć w zimowym okienku. Jego największą zaletą pozasportową miała być możliwość gry w Lidze Mistrzów - w której nie uczestniczyli wtedy The Citizens. Kataloński “SPORT*” podał już nawet szczegóły kontraktu: Barcelona miała zapłacić 33 miliony euro, a Robinho - podpisać 4,5 letni kontrakt, gwarantujący mu tygodniówkę w wysokości 160 tysięcy funtów. Do przenosin jednak nie doszło, a pół roku później “Duma Katalonii” uzupełniła formacje ofensywną duetem Zlatan Ibrahimović - Kerrison. Skutki transferu Ibry pamiętają wszyscy, a co Kerrisonem? Niektórzy pewnie już o nim zapomnieli, ale.. do dzisiaj znajduje się na liście płac klubu.
10 i 9. Isco oraz Illaramendi
Sytuacja, która dobitnie pokazuje kompetencje byłego (i obecnego, w końcu zmieniło się tylko jedno nazwisko) zarządu. Obaj pomocnicy, za których w letnim okienku Real Madryt zapłacił łącznie ponad 60 milionów euro byli rok wcześniej oferowani Barcelonie. Isco który jest na tyle zagorzałym fanem Dumy Katalonii, że swojego psa nazwał Messi, a przy prezentacji na Santiago Bernabéu odmówił ucałowania godła Realu (tłumacząc się, że “jeszcze nie jest godny”), kilkukrotnie kontaktował się z katalońskim klubem przez swojego agenta. Jeśli chodzi o Illaramendiego, to przedstawiciel Realu Sociedad zgłosił się do Barcelony, oferując jej możliwość negocjowania ceny niższej niż klauzula odejścia zawodnika (z której skorzystał klub z Madrytu). W obu przypadkach, kierownictwo Blaugrany stwierdziło, że co prawda są to zawodnicy bardzo utalentowani, co więcej - obaj pasują do Barcelony, ale ich pozycje są już obsadzone przez Neymara i rozwijającego się Thiago, a zarząd jest zajęty transferem stopera. W efekcie obaj pomocnicy powędrowali do największego rywala Barçy, nowym stoperem okazał się Puyol, a Thiago co prawda wspaniale się rozwija - z tym, że w Monachium. No cóż...
8. Luka Modrić
Chorwacki pomocnik to następny piłkarz Królewskich, który przed transferem nie ukrywał swoich sympatii klubowych. Oczywiście były to sympatie w kolorze blaugrana, o czym najlepiej świadczy powyższe zdjęcie. Włodarze Barcelony byli zainteresowani sprowadzeniem Chorwata w 2012 roku, podczas Mistrzostw Europy w Polsce. Plotki o zainteresowaniu “Więcej niż klubu” pomocnikiem potwierdził asystent Vincente Del Bosque - Paco Jimenez: “Gra bardzo dobrze. Barcelona wysłała kogoś, kto go obserwuje w akcji. Oglądał mecz Chorwacji z Włochami, ale nie mogę powiedzieć, kim jest”. Ostatecznie na Camp Nou zawitał inny piłkarz z Premier League - Alex Song, natomiast Modrić wylądował (po legendarnym już locie) w Barajas**.
7. Mesut Özil
Może się to wydawać zabawne, ale kolejny (ex) piłkarz Realu Madryt - Mesut Özil od zawsze był zdeklarowanym kibicem Barçy. Mało tego, kiedy grał jeszcze w Werderze Brema, jego klub podpisał umowę z Barceloną - reprezentant Niemiec miał przenieść się do Katalonii za 8 milionów euro. Pomocnik ze zniecierpliwieniem czekał na decyzję o transferze, udał się nawet do… domu Sandro Rosella. Mimo wszystko, zarząd Blaugrany postanowił sprowadzić Francesca Fàbregasa, a Özil skończył w stolicy Hiszpanii. Kiedy okazało się, że w Madrycie jest już zbędny, odszedł do Arsenalu i prawdopodobnie pożegnał się z marzeniami o grze na Camp Nou. Chociaż biorąc pod uwagę spadkową formę Xaviego i przypuszczalnie kolejny sezon Arsenalu bez poważnego trofeum (obecnie mają realne szanse tylko na puchar Anglii), to kto wie… może jeszcze będzie nam dane oglądać Mesuta w bordowo-granatowej koszulce?
6. Zbigniew Boniek
O obecnego prezesa PZPN, Barcelona starała się w 1982 roku, kiedy sympatyczny rudzielec grał jeszcze w Widzewie Łódź. Razem z Dumą Katalonii, o podpis Zbigniewa Bońka walczyły także Juventus, Roma i kilka angielskich klubów. Mimo wysokich ofert, napastnika interesowała tylko i wyłącznie przeprowadzka na boiska Serie A, a jako że najwięcej (1,8 miliona dolarów) oferował Juventus, to Polak przeniósł się właśnie do Turynu, - gdzie rozwijał się dalej pod czujnym okiem Trapattoniego. Barcelona nie zmartwiła się odmową i zakontraktowała gwiazdę zupełnie innego formatu - Diego Maradonę, którego przedstawiać raczej nie trzeba.
Ciekawy jest fakt, że Boniek miał w 82’ roku 26 lat, natomiast żeby wyjechać za granicę w tamtych czasach, trzeba było skończyć lat 30. Jak więc doszło do wydania zgody na transfer? No cóż, chyba wystarczy wspomnieć, że do klubowej kasy łódzkiego klubu trafiła tylko połowa kwoty zapłaconej przez Starą Damę. Tak na marginesie - nie przypominają wam czegoś te znikające pieniądze za transfer
5. Gianluigi Buffon
Kiedy w 2001 stało się jasne, że popularny “Gigi” przerósł swój klub, natychmiast zgłosiły się po niego prawie wszystkie europejskie potęgi. Zainteresowana transferem była także Barcelona, która w tamtym okresie nie mogła znaleźć odpowiedniego kandydata na pozycję portero. Słynny Włoch był bliski przenosin na Camp Nou, ale ostatecznie - po rozmowie z ojcem - podjął decyzję o transferze do Juventusu, przy okazji ustanawiając niepobity do tej pory rekord kwoty jaką zapłacono za bramkarza (55 milionów euro). Jak sam mówi, decyzji nie żałuje i tłumaczy, że: “Barça nie była wówczas takim klubem jak dziś”.
4. David Beckham
Zanim angielski pomocnik opuścił Manchester United za 35 milionów by stać się jednym z legendarnych galacticos Florentino Péreza, jego ponadprzeciętne zdolności przyciągnęły uwagę Johana Laporty i Sandro Rosella. Były prezydent Barcelony podpisał nawet umowę z Czerwonymi Diabłami, według której David Beckham miał za 32,8 miliona euro przenieść się do Katalonii, jeśli Laporta wygra wybory. Johan wybory wygrał, ale David przeszedł do Realu, natomiast Barcelona ściągnęła jednego z najoryginalniejszych piłkarzy w dziejach - Ronaldinho. Beckham może i był wielkim graczem, ale chyba żaden culé nie wolałby oglądać na Camp Nou Anglika w miejscu Ronniego.
3. Kun Agüero
Najlepszy przyjaciel Messiego, a przy okazji - jego nieco gorsza wersja. Crack który w Argentyńskiej Primera División zadebiutował w wieku 15 lat. Nieco przed swoimi siedemnastymi urodzinami, został najdroższym transferem w historii Atletico Madryt, a niedługo później zaczął być łączony z Barceloną. W 2011 roku jego transfer zablokował Guardiola, który nie chciał dublować pozycji Messiego. Dziwne? Nieco mniej, kiedy przypomnimy sobie, że rok wcześniej Pep miał dokładnie taki problem z pewnym krnąbrnym Szwedem. Zamiast Kuna, Barça sprowadziła Alexisa, jednak temat oczywiście nie ucichł. Po przeprowadzce Agüero na Etihad transfer stał się prawie niemożliwy. Zauważyła to większość rozsądnych kibiców, jednak SPORT z dzielnie wtórującym mu Mundo Deportivo najwyraźniej nie odnotowały (albo raczej nie chciały odnotować) tego faktu i do teraz, przy okazji każdego okienka transferowego zasypują nas newsami o tytułach sugerujących przenosiny napastnika (np. w zamian za Pedro i 12 milionów euro) do stolicy Katalonii.
Jeśli wierzyć zarządowi, rozważano sprowadzenie Kuna jako “planu B”, na wypadek gdyby transfer Neymara nie doszedł do skutku. Ten jednak został sfinalizowany i okazał się dużym sukcesem, ponieważ spowodował odejście Sandro Rossela.
2. Kepler Lima
Pepe - jak nazywają go kibice z Madrytu, lub “Assasino”, jak wołają ci z trybun Camp Nou - jedna z najbardziej znienawidzonych przez Katalończyków postaci w historii. Gdyby przeprowadzić w Barcelonie ankietę pod tytułem “Największa Zakała w Dziejach Ludzkości”, to Pepe znalazłby się pewnie zaraz pod Figo i tuż nad generałem Franco. Wszystko to wydaje się dość groteskowe, biorąc pod uwagę fakt, że Pepe mógłby dzisiaj nosić bordowo-granatowy trykot zamiast tego śnieżnobiałego.
Barcelona nie od dziś boryka się z problemem obsadzenia środkowej obrony. W 2007 roku, Frank Rijkaard poprosił Txikiego Begiristana o transfer stopera. Jednym z trzech nazwisk na powstałej wtedy liście był właśnie Pepe. Barcelona kontaktowała się z FC Porto jednak cena 30 milionów okazała się zaporowa. Zaporowa przynajmniej dla Katalończyków, bo Real chętnie skorzystał z okazji i sprowadził do siebie młodego Portugalczyka. Zamiast Pepe, do Barcelony dołączył (za 16 milionów) Gabriel Milito, sprzedany dopiero w 2011 roku za trzykrotnie mniejszą cenę.
1. Alfredo Di Stefano
Absolutny światowy top, legenda Realu Madryt, z którym zdobył pięć Pucharów Europy i osiem Mistrzostw Hiszpanii, po drodze zgarniając dwie złote piłki. “La Saeta Rubia” był nie tylko jednym z najwybitniejszych piłkarzy w historii futbolu, ale też postacią, której losy były jeszcze bardziej pokręcone niż Neymara, Diego Costy, czy nawet obu razem wziętych. Mimo że Di Stefano występował w aż trzech różnych reprezentacjach (Argentyny, Hiszpanii i Kolumbii), to nigdy nie zagrał na mundialu. Jak to możliwe? Już śpieszę z wyjaśnieniami. “Płowowłosa Strzała”, bo tak tłumaczy się wymieniony wcześniej przydomek, pierwsze powołanie otrzymał w 1947 roku. Pierwsze Mistrzostwa Świata, w których mógł wziąć udział odbyły się 3 lata później, jednak… Argentyna odmówiła udziału w nich. Z kolei na mistrzostwa w 54’ - nie zakwalifikowała się. Po tym okresie, Di Stefano zaczął grać dla reprezentacji Kolumbii, jednak spotkania nie zostały przez FIFA uznane jako oficjalne. Jak najbardziej oficjalne były natomiast jego występy dla drużyny narodowej Hiszpanii, której obywatelstwo przyjął w 56’. Niestety dla Di Stefano, drużyna z Półwyspu Iberyjskiego nie zdołała się zakwalifikować na Mistrzostwa w 1962, a kiedy udało jej się to 4 lata później, “La Saeta Rubia” doznał kontuzji przed samymi mistrzostwami, co wykluczyło go z udziału w turnieju.
Nie tylko reprezentacyjna kariera zawodnika mogła przyprawić o zawrót głowy. Na to jak bardzo pokręcone były jego perypetie klubowe, najlepszym dowodem będzie fakt, że kiedy FC Barcelona chciała go kupić, to… nie wiedziała do którego klubu zwrócić się z prośbą o transfer. Podczas kiedy Katalończycy zawarli umowę z River Plate, Real Madryt dogadał się z kolumbijskim Millonarios. Po biurokratyczej bitwie, kluby (przynajmniej pozornie) doszły do konsensusu. Snajper miał grać po 2 sezony w obu drużynach , ze zmianą klubu co sezon. Dokument podpisano w 1953 roku, jednak ówczesny prezes Barcelony - Carreto został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska pod wpływem niezadowolonych z umowy mediów i kibiców.
Dziewięć miesięcy po podpisaniu wcześniej omawianego dokumentu, Barcelona odstąpiła od Di Stefano. Decyzja była motywowana kwotą pięciu i pół miliona peset, a także delikatnymi sugestiami ze strony dyktatora Francesco Franco. Dodatkowo, prezes Realu Madryt zastosował podstęp, każąc Di Stefano… nie grać zbyt dobrze. Tym sposobem łatwiej było przekonać zarząd Blaugrany do ugody. Tak czy inaczej, napastnik dołączył do drużyny z Madrytu, a w Katalonii musiano obejść się smakiem. Co prawda po okresie gry w Realu, reprezentant Hiszpanii faktycznie trafił do Barcelony, a nawet skończył tam karierę. Niestety, 41 bramek w 77 spotkaniach strzelił dla Espanyolu, a nie Blaugrany.
______________________________________________________________________________
*Ten sam dziennik podawał niedawno szczegóły kontraktu Thiago Silvy z Barceloną.
**Lotnisko położone 13 km na północny wschód od centrum Madrytu.