Czwartek nie był najlepszym dniem dla zarządu Barçy. Nie dość, że Sandro Rosell trafił do więzienia i nie ma możliwości wyjścia z niego za kaucją, to jeszcze sąd w Barcelonie prawomocnie przyznał rację Joanowi Laporcie w procesie wytoczonym mu przez zarząd Barcelony, którym zarządzali Sandro Rosell i Josep Maria Bartomeu.
Na pierwszym Zgromadzeniu Generalnym za kadencji Rosella socios compromisarios zagłosowali „za” oskarżeniem Laporty o rzekome straty poniesione przez klub w sezonie 2009/2010, który był zarazem ostatnim Laporty. Głosowanie wzbudziło wiele emocji, opcję „za” wybrało 468 osób, gdy „przeciw” 439 (113 się wstrzymało), i wzbudziło wiele wewnętrznych podziałów w klubie.
Sąd pierwszej instancji przyznał jednak rację Laporcie i ustalił, że zamiast 47,6 miliona euro strat w ostatnim roku rządów Katalończyka, Barça miała 4,1 miliona euro zysku. Druga instancja także przyznała rację byłemu prezydentowi Barçy.
– Ten zarząd nie zasługuje na to, aby kontynuować pracę, bo to, co zrobili mi i moim współpracownikom w ciągu ostatnich siedmiu lat było powodem do wstydu, wielkim kłamstwem. Działali ze złymi intencjami, kłamali i są ludźmi, którzy oddają się kłamstwu i manipulacji. Zarząd Bartomeu i Rosella próbował zebrać oklaski za wypracowane przez nas zyski. Uważam, że to skandaliczne zachowanie, bo wpływa też na wizerunek Barçy – skomentował wyrok Laporta.
Równie ostro wypowiedział się Agustí Benedito, były kandydat na prezesa Barcelony. – To wstyd na skalę światową. Domagam się natychmiastowej dymisji zarządu, bo obecna sytuacja Barçy jest wręcz skrajnie niestabilna – powiedział Benedito, który dodał także, że sytuacja Sandro Rosella „negatywnie wpływa na wizerunek Barcelony na świecie”.