Wczoraj niespodziewanie ukazała się oficjalna informacja o tym, że VAR (Video Assistant Referee) od następnego sezonu wejdzie do użytku w rozgrywkach Primera División. Przeglądając komentarze pod aktualnościami związanymi z tym tematem, nie tylko po stronie barcelońskiej, można było zaobserwować hurraoptymistyczne stwierdzenia, sugerujące, że od przyszłego sezonu w hiszpańskiej piłce zakończą się problemy, związane z błędami sędziowskich. Zagłębiając się jednak w to zagadnienie, może się okazać, że wprowadzenie VAR to tylko wierzchołek góry lodowej, a pod powierzchnią wody znajdują się czynniki, które na tę wczorajszą informację kazały zareagować tylko leciutkim uśmiechem, posępnym drgnięciem wargi.
Dla uściślenia, arbitrowi głównemu prawo do skorzystania z VAR przysługuje w momencie, kiedy występuje wątpliwość związana ze zdobyciem bramki, w przypadku przewinienia na potencjalną czerwoną kartkę i w sytuacji, gdy istnieje podejrzenie o faulu w szesnastce. Wówczas sędzia przerywa mecz i naradza się z tymi, którzy dysponują powtórkami wideo.
W poprzednim akapicie jedno słowo zostało wyboldowane nieprzypadkowo. To arbiter główny jest inicjatorem użycia systemu VAR. Zadajcie sobie pytanie, co najbardziej wam przeszkadza w poziomie sędziowania w hiszpańskiej piłce? Chyba tylko najbardziej zatwardziali fanatycy nadal sądzą, że wszyscy siedzą w bogatej kieszeni Pereza, albo w tej biednej, należącej do Bartomeu. Poziom wykonywanej przez arbitrów pracy w Hiszpanii jest po prostu dramatycznie słaby.
Wiele rzeczy umyka ich wzrokowi, mimo że często patrzą na daną sytuację z perspektywy oddalonej o jakieś 10 metrów od wydarzenia (np. 08.01.2017, mecz Villarrealu z FC Barceloną, strzał broniony ręką w polu karnym przez zawodnika z pola). W jakiej sytuacji miałby być zatem VAR pomocny? Dyskusyjnych sytuacji, kiedy arbitrzy faktycznie wydają się zastanawiać nad werdyktem i konsultować go z asystentami, tak naprawdę nie ma dużo. No chyba, że ktoś uważa, iż sędziowie będą korzystać z VAR w każdym momencie, gdy Sergio Ramos uniesie dłoń, sygnalizując spalonego czy Jordi Alba pokaże, że piłka odbiła się przeciwnikowi od ręki.
Dosyć oczywistym również wydaje się fakt, że arbitrzy z tego VAR nie będą korzystali zbyt często. Weźmy pod uwagę nawet aspekt psychologiczny. Wyobraźmy sobie hipotetyczną sytuację, kiedy przez pierwsze dwa kwadranse meczu, sędzia główny skorzystał z takiej konsultacji trzykrotnie, ale nie wpłynęło to na jego werdykt, czyli zostaje tylko utwierdzony w przekonaniu, że i tak na samym początku postępowania decyzyjnego miał rację. No to z perspektywy takiego sędziego, po co ma korzystać z takiej pomocy i tracić czas, skoro wydaje się być tym nieomylnym?
Optymizmem też nie napawają niektóre ingerencje w system sędziowania. Tutaj na chwilę porzucimy Hiszpanię, bo przykład będzie tyczył się UEFY i sensu istnienia arbitrów za bramką. Oczywiście nie śledzę wszystkich spotkań, rozgrywanych pod egidą tej organizacji, ale w meczach z udziałem FC Barcelony pamiętam jedną sytuację, kiedy na coś ten arbiter się przydał, a było to w meczu z PSG, kiedy to dzięki jego radzie, został podyktowany drugi rzut karny. Za to nagminnie widać, że nie potrafią wywiązać się ze swojego zadania, jakim jest chociażby pilnowanie zachowania bramkarza w przypadku bronienia jedenastki. Można użyteczność tego arbitra można porównać do tej, jaką szczyci się prezydent w RFN.
Na samym końcu chciałbym zwrócić uwagę na brak spójnego rozwoju technologicznego, którego świadkami jesteśmy, jeśli mowa o Hiszpanii. Wydaje się, że ta liga jest trochę prehistoryczna, mimo posiadania tak fantastycznych piłkarzy. Przecież oni chcą wprowadzić VAR, kiedy to po aferze w meczu Betisu z FC Barceloną, Tebas stwierdził, iż technologią goal-line jest zbyt kosztowna, aby ją zaimplementować. Aż dziw bierze, że spreje stosowane do zaznaczania miejsca wykonywania stałego fragmentu mieściły się w ich budżecie. Ta niekonsekwencja działań i możliwe niedociągnięcia systemu, związane z brakiem wystarczającej ilości finansów, również wzbudzają pewien niepokój.
Podsumowując, chciałbym sprowadzić wszystkich entuzjastów na ziemię. Wprowadzenie VAR od przyszłego sezonu nie zakończy dyskusji o błędach arbitrów. Dlaczego by miało? W Polsce zakończyło? A może w Niemczech? Jeśli w pizzerii pracuje osoba, która robi beznadziejną pizzę, to nowy piec nie zrobi z tego miejsca lokalu, o którym najwięksi krytycy kulinarni będą pisać w samych superlatywach, bo tylko trochę poprawi to jakość usługi. Co więcej, te błędy, które i tak będą się pojawiać, mogą zaboleć cholernie mocno, bo w głowie każdego kibica pojawią się pretensje, że przecież arbiter mógł w tej dyskusyjnej sytuacji sprawdzić, poprosić o poradę, ale tego nie zrobił. Dlaczego…?