Barcelona wygrała cztery ostatnie Puchary Hiszpanii i jest Rey de Copa - Królem Pucharu (Króla), mając łącznie 30 triumfów na koncie (na 116 rozegranych dotychczas edycji). Kiedyś musi przyjść porażka, nikt nie będzie się obrażał, nie będzie też specjalnie bolała (chyba, że z Realem Madryt w wielkim finale jak w 2011 i 2014 roku). Mimo wszystko jednak dobrze pozostać w grze o potrójną koronę, tym bardziej, że do finału brakują już tylko trzy mecze, sytuacja w La Liga jest bardzo dobra, a do powrotu Ligi Mistrzów jeszcze trochę czasu. "Przyjdźcie na Camp Nou" - apeluje Leo Messi i jeśli Argentyńczyk mówi, że chce wygrać wszystko i dokonać kolejnej remontady to bez wątpienia należy mu wierzyć. Barca zacznie odrabiać 2:0 z Sewilli dziś o 21:30.
Od 22 kwietnia 2003 roku i ćwierćfinału Ligi Mistrzów z Juventusem nie mieliśmy na Camp Nou dogrywki w meczu pucharowym. Gdy myślimy o odrobieniu strat po porażce 2:0 na wyjeździe to w pierwszej kolejności przychodzi na myśl oczywiście dwumecz z Milanem w 1/8 finału Ligi Mistrzów 2012/13. Fatalna porażka w Mediolanie (pierwszego gola dla gospodarzy strzelił nie kto inny jak Kevin-Prince Boateng) i wielka remontada w rewanżu po dublecie Messiego i golach Davida Villi oraz Jordiego Alby. Dwubramkowa strata to wynik absolutnie do odrobienia, 3:0 czy 4:1 to nie są nierealne wyniki w starciu z andaluzyjczykami, którzy znani są z fatalnej formy na wyjazdach i którzy w tym stuleciu tylko dwa razy wygrali na Camp Nou (z czego raz w Copa del Rey). Blaugrana wygrała osiem kolejnych meczów w lidze hiszpańskiej, ma trzy tygodnie do spotkania z Lyonem w Lidze Mistrzów (Francuzi też są uwikłani w krajowy puchar), ale dziś wieczorem rzuci wszystkie siły na Puchar Króla, w którym są jeszcze Valencia (awansowała już do półfinału po spektakularnej remontadzie w końcówce meczu z Getafe), Betis i Espanyol (zagrają dziś o tej samej godzinie co Barca i Sevilla) oraz Girona i Real Madryt (Katalończycy poszukają swojej remontady jutro). Już wiadomo, że finał odbędzie się 25 maja na stadionie Betisu w Sewilli.
W bramce Barcelony z pewnością zobaczymy dziś Cillessena. W obronie prawdopodobnie wyjdzie podstawowa formacja: S.Roberto, Pique, Lenglet i Alba. W pomocy spodziewajmy się Rakiticia, Busquetsa i Arthura, a w ataku oczywiście Messiego, Luisa Suareza i Coutinho. Umtiti, Rafinha i Dembele pozostają kontuzjowani (młodszy z Francuzów na pewno zdąży się wykurować przed meczem w Lyonie), Murillo i Samper znaleźli się poza kadrą, a Denis Suarez jest jedną nogą w Arsenalu. Spore kłopoty kadrowe ma Pablo Machin, trener Sevilli. Kontuzjowani są Nolito, Munir, Aleix Vidal, Jesus Navas, Gnagnon, Gonalons i Escudero. Wciąż jednak trzeba uważać na Ben Yeddera i Andre Silvę, którzy w tym sezonie strzelili łącznie 26 bramek. Sevilla w weekend rozbiła Levante 5:0, strzelając wszystkie bramki w drugiej połowie. Do składu Barcelony wraca jednak Messi, wielki nieobecny zeszłotygodniowego meczu na Pizjuan. Leo ma brutalne statystyki przeciwko dzisiejszemu rywalowi, któremu wbił już 32 gole w 35 meczach. Do tego Argentyńczyk jest w tym sezonie relatywnie wypoczęty, nie jeździ na reprezentację, a w klubie rozegrał tylko 25 meczów (26 bramek), z czego nie wszystkie w pełnym wymiarze czasowym.
Plan na remontadę zawsze jest taki sam: jak najszybciej strzelić pierwszego gola, a później grać swoje bez nerwów, pośpiechu i zbytniego odkrywania defensywy. Jeżeli uda się dość szybko wyjść na 2:0 to można grać już spokojniej i nawet pokusić się o strzelenie dwóch kolejnych bramek by postawić rywala pod ścianą i by przypadkowa kontra nie zniweczyla całego wysiłku. A co jeśli to goście strzelą pierwsi? Wówczas rzucamy wszystko na jedną kartę i czekamy na rozwój wypadków. Jedno jest pewne - na Camp Nou nie zabraknie dziś emocji. Niestety meczu nie pokaże żadna polska stacja telewizyjna.
FC Barcelona - Sevilla FC, Camp Nou, 30.01.2019 godz.21:30
Sędziuje: Sanchez Martinez