• 408

Podsumowanie 29. kolejki La Liga

Ubezpieczenie Twojego pojazdu w pełni online - Beesafe.pl

Festiwal główek w Katalonii

Baskowie zaczynali spotkanie z pewnego rodzaju handicapem, ponieważ Girona w tym sezonie fatalnie spisuje się u siebie, natomiast goście w ostatnim czasie faktycznie są w gazie i zaczęli wygrywać spotkania. Można było się spodziewać, że gospodarze postarają się zrobić wszystko, by wreszcie dać swoim kibicom radość, ale rzeczywistość po raz kolejny okazała się brutalna.

Girona była niezwykle groźna już od pierwszych minut, nacierała na rywala, skutkiem czego przed pierwszą szansą w 5 minucie stanął Stuani, ale został przepchnięty przez obrońców. W 16 minucie zespół z Katalonii przeprowadził efektowną kontrę: po rzucie rożnym gości piłka odbiła sie od głowy obrońców Atleti i wpadła wprost pod nogi piłkarza Girony i za pomocą kilku podań przedostali się pod pole karne Los Leones – jednak ostatecznie piłka została podana niedokładnie. W 21 minucie szybką acją popisało się Bilbao, De Marcos odegrał piłkę płasko po ziemi do Williamsa, jednak ten nie zdołał pokonać Herrerina. Dwie minuty później ponownie po rożnym próbował Stuani, ale obrońca wybił piłkę praktycznie z linii bramkowej. Niemalże przez całą pierwszą połowę oglądaliśmy mecz chaosu w środku pola. Obydwie ekipy nie potrafiły utrzymać się przy piłce, przeprowadzały mało akcji na połowie przeciwnika, wymieniały ze sobą max 2, 3 podania, by potem stracić piłkę. W 35 minucie Portu wyszedł sam na sam z Herrerinem, ale koncertowo to zmarnował. Jednak co się odwlecze to nie uciecze i niewiele ponad minutę później, po niezłej wrzutce Stuani wygrał pojedynek główkowy i pokonał bezradnego bramkarza. Do przerwy na tablicy wyników widniało 1:0 na korzyść gospodarzy. W drugiej połowie obudzili się goście i w 53 minucie już mieliśmy gola wyrównującego. Iuri dośrodkował do Williamsa i ten strzałem głową wpakował piłkę do siatki. Pięć minut później Raul Garcia dał swojej drużynie prowadzenie i gola strzelał oczywiście... głową. Akcja rozpoczęła się z połowy boiska – Ander Capa przerzucił piłkę na skrzydło do Williamsa, a ten rozrzucił futbolówkę na głowę Raula Garcii. Athletic potrzebował do strzelenia gola jedynie 2 podań. W 76 minucie znowu próbował strzału Willaims, a jakże – głową, jednak nie udało mu się pokonać Iraizosa. W 84 minucie szansę na wyrównanie miała Girona, ale Doumbia znajdował się na spalonym.

Girona kontynuuje swoją nieciekawą serię, wygrała jedynie dwa z ostatnich pięciu meczów i wcale nie może być pewna spokojnego miejsca w tabeli La Liga, bo w środku jest niezwykle ciasno, a zespoły pretendowane do spadku, niemalże depczą jej po piętach.

Girona FC 1:2 Athletic Bilbao

Ogórki nieograne

Getafe niczym niewzruszone dziarskim krokiem zmierza do pewnego miejsca w TOP4, szykując się już powoli na spotkania w Lidze Mistrzów. Ich do bólu pragmatyczny futbol plus naładowane armaty w postaci Maty i Moliny dają wymierne korzyści. Jednak tym razem na ich drodze stanęły Ogórki, które nie raz udowodniły, że potrafią sprawić psikusa.

Sensacji można było się spodziewać już w 17 minucie, bowiem sędzia odgwizdał karnego dla Leganes, po tym jak Maksimovic tracąc równowagę, zatrzymał piłkę w polu karnym, ręką. Carillo nie wykorzystał jednak jedenastki, kopiąc wprost w Sorie, który bez trudu obronił strzał. O czasie pozostałym do końca pierwszej połowy lepiej w ogóle nie pisać, gdyż ewidentnie był on totalnym zaprzeczeniem "wielkiego widowiska". W zasadzie, jakiegokolwiek widowiska.

Piłkarze zaczęli strzelać dopiero w drugiej połowie. Pierwszy na listę strzelców wpisał się Jonathan Silva, który głową wpakował piłkę do siatki. Sędzia weryfikował jeszcze tę sytuację, ponieważ miał wątpliwości co do ewentualnej pozycji spalonej, ale po obejrzeniu powtórek ostatecznie postanowił gola uznać. Goście stanęli przed drugą szansą w 83 minucie, kiedy fantastyczną indywidualną akcją błysnął Juanfran. Pomocnik rozpoczął akcję już w połowie boiska i z piłką przy nodze dobiegł aż do pola karnego i pokonał bezradnego Sorię.

Getafe miało szansę umocnić się na czwartej pozycji w tabeli La Liga, a przez to potknięcie, musi nerwowo oglądać się za plecy, ponieważ po piętach, z różnicą zaledwie dwóch punktów, skrobie je Deportivo Alaves, czyli bezpośredni konkurent do gry w Lidze Mistrzów.

Getafe 0:2 Leganes

Autobus sprawnie przeparkowany

Starcie Leo Messi vs chiński Leo Messi jednak na korzyść Leo Messiego.

Barcelona 2:0 RCD Espanyol

Rollercoaster w Galicji!

Celta doczekała się wreszcie tej utęsknionej chwili – do składu powróciła gwiazda i serce drużyny, Iago Aspas. Zespół podczas jego nieobecności spisywał się nawet gorzej niż fatalnie, wygodnie moszcząc się na miejscu zagrożonym spadkiem do Segunda Division i przegrywając trzy mecze z rzędu. Z kolei Villarreal zdecydowanie złapał wiatr w żagle po awansie do ćwierćfinału Ligi Europy i świętował zwycięstwa dwa razy z rzędu. Można było śmiało obstawiać, kto wygra dzisiejsze spotkanie, ale La Liga po raz kolejny udowodniła nam w tym sezonie, że jest nieprzewidywalna.

W 11 minucie oglądaliśmy już pierwszą akcję gości zakończoną celnym strzałem na bramkę, a strzał oddał Ekambi, który rewelacyjnie odnalazł się w polu karnym i pokonał Rubena Blanco. Już po czterech minutach nieprawdopodobną akcją indywidualną popisał się Alfonso Pedraza, który zainicjował akcję z połowy boiska, a potem z piłką przy nodze przebiegł cały dystans i mijając jeszcze zwodem obrońców w polu karnym, bezlitośnie umieścił piłkę w siatce. W 35 minucie goście powinni już zamknąć wynik meczu, ale strzał Chukwueze był zbyt słaby, by zaskoczyć Blanco. Pięć minut po rozpoczęciu pierwszej połowy sprawy w swoje ręce wziął ten, na którego wszyscy z takim utęsknieniem czekali. Iago Aspas po doskonałym strzale z rzutu wolnego umieścił piłkę w siatce. Kilkadziesiąt sekund później znów przed doskonałą szansą stanął Ekambi, ale ponownie świetnie spisał się bramkarz Celty. W 71 minucie gospodarze w końcu doprowadzili do wyrównania – Maxi Gomez po dośrodkowaniu z lewej strony boiska, głową wpakował piłkę do siatki. W 83 minucie Celta w końcu ustaliła wynik meczu, ponieważ Iago Aspas nie pomylił się w wykonaniu rzutu karnego.

To spotkanie tylko uświadomiło nam, jakże ważną postacią dla Vigo jest Aspas. Potrafi wyprowadzić swoj zespół na prowadzenie w momencie, gdy wydaje się, że sprawa jest przegrana z kretesem. Z drugiej strony Villarreal już wcale nie może czuć się pewne utrzymania miejsca w Primera Division i będzie musiał stoczył jeszcze wiele ciężkich bojów, by je utrzymać.

Celta Vigo 3:2 Villarreal

Ofensywne Atletico = oksymoron?

Ekipa Cholo mierzyła się z rewelacją tego sezonu, która dzielnie walczy o miejsce premiowane grą w Lidze Mistrzów. Po rękawicy rzuconej przez Getafe w kierunku Deportivo, ekipa Abelardo powinna rzucić się na zespół z Madrytu niczym wygłodniałe lwy, wykorzystując fakt, że przeciwnicy są przybici swoimi ostatnimi wynikami. Jednak Simeone rzucił na boisko wszystkie swoje siły: Griezmanna, Moratę i Diego Costę i zrekompensowało się to fantastycznym wynikiem.

Atletico mogło wyjść na prowadzenie już w 3 minucie – próbował Saul, ale strzelił prosto w Fernando Pacheco. Jednak w 5 minucie już się zrehabilitował, kończąc akcję zainicjowaną przez Griezmanna i oddając strzał z lewego skrzydła. Minęło ledwie pięć minut i Diego Costa zanotował drugie trafienie w tym sezonie, piękną podcinką posyłając piłkę na dalszy słupek. Po strzeleniu dwóch goli Ateltico wyraźnie przystopowało, oddając inicjatywę gospodarzom, co skutkowało tym, że w 22 minucie Deportivo przeprowadziło imponującą kontrę, wykonując daleki przerzut ze strefy obrony do ataku, następnie przenieśli akcję na lewą flankę, ale Brasanac nie wpisał się na listę strzelców. W 27 minucie Alaves niemalże strzeliło gola kontaktowego, ale Gimenes wybił piłkę z linii bramkowej, a podczas całego zamieszania Rodrigo Ely zalał się krwią.

Ofensywne zapędy gospodarzy rozjuszyły gości i ostatecznie w 33 minucie Morata stanął przed szansą, ale zamiast piłki, to piłkarz znalazł się w siatce. Dwie minuty przed końcem pierwszej połowy Jony oddał groźny strzał z ostrego kąta, ale trafił tylko w boczną siatkę bramki Oblaka. W 58 minucie Morata właściwie zamknął wynik meczu po doskonałym prostopadłym podaniu Lemara i z dwoma obrońcami na plecach oddał precyzyjny strzał. Po akcji sędzia postanowił skorzystać z VARu, ale tym razem gola hiszpańskiemu napastnikowi nie odebrano. W 68 minucie swoich szans próbował jeszcze Griezmann, ale jego strzał koncówkami rękawic obronił Pacheco, a po tym rykoszecie piłka odbiła się od poprzeczki. Deportivo było bezsilne i nie miało już ani pomysłu, ani chęci, by chociaż odpowiedzieć golem kontaktowym, zaś ekipa Cholo wyraźnie miała coś jeszcze do powiedzenia i grała coraz ładniejszą piłkę. W 80 minucie znów mogło być 4:0, strzał oddał Lemar, jednak nie uderzył precyzyjnie i trafił prosto w bramkarza, dobijać próbował jeszcze Correa, ale sędzia doszukał się spalonego. W 84 minucie Thomas ostatecznie zamknął wynik meczu fantastycznym strzałem z dystansu.

Deportivo Alaves wystąpiło dziś wyłącznie w roli worka treningowego. Atletico Madryt zranione, to Atletico Madryt groźne, o czym doskonale się przekonaliśmy. Taki zespół Cholo, głodny bramek, wciąż szukający nowych okazji, chcemy oglądać podczas każdej kolejki.

Deportivo Alaves 0:4 Atletico Madryt

Deja vu?

Starcie dwóch zespołów grających w angielskim stylu może zapowiadać, że spotkanie zakończy się wynikiem iście hokejowym, czego przykład zresztą mieliśmy podczas poprzedniego starcia, które skończyło się wynikiem 4:4 i zostało ogłoszone hitem rundy jesiennej. Zarówno drużyna Mendillibara, jak i Paco Lopeza lubuje się w otwartej grze, akcjach box-to-box, szybkim przechodzeniu z obrony do ataku.

Warto nadmienić, że po długiej przerwie do wyjściowej jedenastki Eibar powrócił Pedro Leon, niegdyś znany z występów w Realu Madryt. Mecz zaczął nam się bardzo ciekawie, ponieważ już w 5 minucie meczu Levante wyszło na prowadzenie. Kontra rozpoczęła się tak naprawdę już od bramkarza, który rozegrał piłkę do skrzydłowego, a potem po kilku składnych podaniach futbolówka trafiła do Moralesa, który wyszedł na czystą pozycję i pokonał Dmitrovicia. W 18 minucie mogliśmy już oglądać gola wyrównującego Escalante, który padł po rzucie wolnym ze strefy bocznej boiska. Co interesujące, podobnie jak w poprzednim starciu tych drużyn, w 26 minucie meczu teraz też mieliśmy 2:1 dla Levante. Po kapitalnym prostopadłym podaniu od Moralesa, który swoją drogą rozgrywał świetne zawody, piłkę do siatki po strzale z dystansu wpakował Rochina. Po upływie pół godziny Orellana oddał groźny strzał z pola karnego, ale trafił jedynie w poprzeczkę. Ciekawostką jest, że obydwa zespoły do przerwy wykazały się stuprocentową skutecznością w statystykach strzałów na bramkę. Po rozpoczęciu drugiej połowy widzieliśmy dużo akcji box-to-box, jednak bez skutku w postaci bramk. Dopiero w 63 minucie przed bardzo obiecującą szansą stanął Simon, ale nie trafił praktycznie w pustą bramkę. Po obejrzeniu powtórek jednak można dojść do wniosku, że nawet jeśli by trafił, gol zostałby nieuznany. Wreszcie w 78 minucie Sergi Enrich po doskonałym podaniu od Orellany, który wykazał się imponującym przeglądem pola, z ostrego kąta doprowadził do wyrównania. Do końca meczu wynik nie uległ zmianie i drużyny ostatecznie musiały podzielić się punktem.

Co prawda nie przeżyliśmy deja vu, ale spotkanie mimo wszystko było ciekawe, a oglądanie takich piłkarzy jak Morales czy Orellana jest w zasadzie czystą przyjemnością.

Levante 2:2 Eibar

Wigor + stagnacja = remis

Rayo Vallecano musi wygrywać. Musi, ponieważ na siedem ostatnich spotkań nie wygrało ŻADNEGO meczu i nieuchronnie przybliża się do niego widmo Segunda Division. Zarząd już zadziałał, zwolnił trenera odpowiedzialnego za marne rezultaty i zatrudnił człowieka legendę, Paco Jemeza, pod którego egidą zespół ma się odrodzić. Betis również nie przystępował do spotkania w szampańskich nastrojach, ponieważ na pięć ostatnich spotkań wygrał tylko dwa mecze, a z trybun coraz częściej słychać nawoływania do zwolnienia Quique Setiena, ponieważ to w nim upatruje się przyczynę złych wyników.

Większą ochotę do gry od początku wykazywało jednak Rayo.W 8 minucie dwukrotnie próbował strzelać aktywny bardzo Raul de Tomas, ale były to strzały za łatwe dla Paua Lopeza. Kwadrans po pierwszym gwizdku sędziego było bardzo blisko bramki samobójczej Betisu, jednak bramkarz był czujny. Trzy minuty później uderzał Garcia, ale przestrzelił ponad bramką. Karnego po zagraniu Sindeia domagał się Tomas, ale dla sędziego nie było dyskusji i nawet nie sprawdzał incydentu na VARze. W 34 minucie Rayo wreszcie doczekało się gola, na którego pracowało przez całą pierwszą połowę. Gwiazda zespołu, Raul de Tomas wykorzystał świetne podanie z lewego skrzydła i strzałem na jeden kontakt pewnie umieścił ją w siatce. Do zakończenia pierwszej odsłony spotkania zespół z Madrytu był zespołem zdecydowanie lepszym i słusznie prowadził. Betis stać było wyłącznie na powolne konstruowanie akcji i proste straty piłki. Pod koniec pierwszej połowy Canales, rozgrywający kiepskie zawody, stanął przed szansą zaskoczenia gospodarzy strzałem z rzutu wolnego, ale piłka tylko odbiła się od muru.

Po rozpoczęciu drugiej połowy Rayo wyraźnie opadło z sił. Z kolei Betis wciąż nie znalazł złotego środka na przedostanie się z piłką w pole karne rywala. Na ciekawą akcję musieliśmy czekać do 69 minuty, kiedy Raul de Tomas świetnie wybiegł do prostopadłego podania, ale strzelił obok bramki. W 81 minucie po ładnej, składnej akcji do wyrównania doprowadził Betis za pomocą strzału Tello z lewego skrzydła, jednak trzeba nadmienić, że zespół z Sewilli zupełnie na ten remis nie zasłużył. W 85 minucie doszło do starcia Lorena z Dmitrievskim, na tyle ciężkiego, że bramkarz nie mógł podnieść się z murawy, jednak skończyło się tylko na strachu, ponieważ po chwili wrócił do bramki.

Nie zawsze lepszy wygrywa. Betis ewidentnie nie zasłużył na ten remis, ale futbol bardzo rzadko jest sprawiedliwy. Quique Setien musi wyciągnąć wnioski z fatalnej gry swojego zespołu i przede wszystkim nauczyć go jakiegoś planu B, bo tego najwyraźniej brakuje jego drużynie. Zaś Rayo nieuchronnie zbliża się w kierunku Segunda Division i wydaje się, że tylko cud ich przed tym uchroni, ponieważ raczej nie chowają w rękawie żadnego własnego Aspasa.

Rayo Vallecano 1:1 Real Betis

Neto – dzień konia

Absolutny hit tej kolejki. Sevilla u siebie jest niezwykle groźna, natomiast Nietoperze ewidentnie złapały ostatnimi czasy wiatr w żagle, więc mieliśmy prawo spodziewać się niezłego widowiska i dużej ilości ładnej, technicznej gry, bo nazwiska zgłoszone do udziału w grze robią wrażenie.

Od początku gra Valencii mogła się podobać. W 12 minucie Dani Parejo stanął przed szansą otwarcia wyniku po strzale z rzutu wolnego, ale nie trafił w światło bramki. W 17 minucie Soler pięknie skleił sobie piłkę, obrócił się z obrońcą na plecach i ruszył do przodu, ale podana przez niego piłka nie odnalazła Gonsalo Guedesa w polu karnym. Po upływie pół godziny Munir fantastycznie odnalazł się na małej przestrzeni i mając na plecach czwórkę obrońców, przyjął piłkę tyłem do bramki, obrócił się z nią i oddał strzał, jednak Neto złapał futbolówkę. W 35 minucie fajną trójkową akcję rozpoczęła Valencia, ale piłka posyłana przez Gameiro nie dotarła w tempo do Parejo. Trzy minuty przez końcem pierwszej połowy doszło do zamieszania w polu karnym Valencii, ale Ben Yedder i Munir przeszkodzili sobie nawzajem i nic z tego nie wyszło. Wreszcie w doliczonym czasie drugiej połowy Dani Parejo stanął przed drugą szansą uderzenia ze stojącej piłki, tym razem z karnego. Nie pomylił się i nie dał szans bramkarzowi Sevilli.

Dziesięć minut po rozpoczęciu drugiej połowy Sevillę od utraty gola uratowała poprzeczka. Można wyciągnąć wniosek, że Valencia wyszła na drugą partię chcąc kontrolować mecz bez posiadania piłki. W 70 minucie Ben Yedder pomknął skrzydłem i wyłożył piłkę wchodzącemu z ławki Brianowi Hillowi, który upadł na murawę po starciu z Kondogbią, ale sędzia ani myślał wskazać na wapno. Cztery minuty później Navas z lewej strony posłał piłkę do Munira, ale Neto przeciął podanie, ratując drużynę przed stratą gola. W 80 minucie ponownie wykazał się bramkarz Valencii, tym razem łapiąc w koszyczek płaski strzał Navasa z ostrego kąta. Dwie minuty przed końcem regulaminowego czasu gry płaskim strzałem z dystansu próbował wyrównać Ben Yedder, ale przestrzelił. W ostatniej minucie doliczonego czasu gry doszło do kontrowersji, Sevilla domagała się karnego twierdząc, że jej zawodnik był faulowany w polu karnym, ale siędzia po konsultacji z wozem VAR kazał kontynuować grę Valencii. W ostatniej sekundzie po rzucie rożnym gola barkiem strzelił Ben Yedder, ale sędzia dopatrzył się tam spalonego i ostatecznie trafienia nie uznał.

Nietoperze były w tym spotkaniu zespołem lepszym i wygrały zasłużenie. Pragmatyczna wizja Marcelino zaczyna przynosić owoce i zespół zdecydowanie jest na fali wznoszącej. Na koniec należy nadmienić, że sędzia rozegrał bardzo dobre zawody, wytrzymując presję pod koniec spotkania i podejmując właściwe decyzje.

Sevilla 0:1 Valencia

Real vs Real na remis

Real Sociedad ma ostatnimi czasy kiepską passę, do dzisiejszego meczu przystępował nie mając wygranego ani jednego meczu na pięć rozegranych. Z kolei Real Valladolid wcale nie jest pewne miejsca w bezpiecznej strefie i cały czas musi oglądać się za plecy i punktować, ponieważ rywale z dolnej części tabeli drepczą mu po piętach.

Nie uświadczyliśmy wielkiego widowiska, obydwa zespoły, oddały zaledwie po 10 strzałów na przestrzeni całego meczu, w tym 4 w przypadku gospodarzy i tylko jeden w wykonaniu gości. Valladolid już w 9 minucie objęło prowadzenie, gdy piłka trafiła w polu karnym pod nogi wbiegającego na pozycję Keko, który pewnym, płaskim uderzeniem umieścił ją w siatce. Wynik 1:0 utrzymywał się do końca pierwszej połowy. W 79 minucie do remisu doprowadził niezawodny Oyarzabal, który wykorzystał dośrodkowanie z prawej strony boiska i strzałem głową wpakował futbolówkę do bramki.

Spotkanie zakończyło się podziałem punktów, co było wynikiem dość sprawiedliwym. Real Sociedad traci już tylko 3 punkty do miejsca premiowanego grą w europejskich pucharach, natomiast Real Valladolid umocnił miejsce na 16 pozycji, choć wciąż może obawiać się o swój dalszy byt w Primera Division.

Real Valladolid 1:1 Real Sociedad

Nepotyzm w Madrycie?

Zinedine Zidane wciąż dokonuje przeglądu wojsk i w każdym kolejnym spotkaniu wystawia inną jedenastkę. Tym razem postanowił podjąć dość sensacyjną decyzję, stawiając na bramce swojego syna, Lukę Zidane'a, który nie rozegrał w tym sezonie żadnego meczu. Trener uznał, że powinno to wystarczyć na czerwoną latarnię ligi, która na domiar złego miała poradzić sobie dzisiaj bez swojego trenera, odesłanego na trybuny. Sporym wzmocnieniem dla Huesci miał być jednak powrót Hernandeza.

Potwierdziło się to bardzo szybko, bo już w 2 minucie – wynik otworzył Hernandez po podaniu z prawego skrzydła i strzałem z pierwszego kontaktu pokonał syna trenera. Fatalny błąd popełnił wychowanek Królewskich, Nacho. Real próbował odpowiedzieć w 12 minucie, Odriozola powalczył aż do końcowej linii boiska i wyłożył piłkę wychodzącemu na pozycję Benzemie, ale ten przestrzelił. Francuz spróbował kolejnego strzału jeszcze kilka minut później, ale trafił wprost w bramkarza. Zespół z Madrytu odpowiedział w 25 minucie. Benzema wywalczył piłkę, potem uderzał w bramkarza, jednak ta się od niego odbiła, po czym trafiła pod nogi Isco, który doprowadził do wyrównania. Groźna sytuacja w wykonaniu Hueski odbyła się w 31 minucie po rzucie rożnym, ponieważ Luka wybił piłkę dość niepewnie, ale skończyło się tylko na strachu. Chwilę przed zakończeniem pierszej połowy próbował strzałem z dystansu zaskoczyć Zidene'a Avila, jednak nie trafił nawet w światło bramki.

Druga połowa rozoczęła się od groźnej sytuacji Realu. Bale'owi skozłowała piłka, ale szczęśliwie wpadła pod nogi Benzemy, a ten strzelił w światło bramki, jednak futbolówka wpadła wprost w rękawice Santamarii. W 63 minucie najlepszy piłkarz Realu w tym meczu po raz kolejny oddał strzał na bramkę Hueski, wykorzystując dośrodkowanie z prawej strony, a piłka odbiła się od stopy wbiegającego w pole karne Daniego Ceballosa, który wyprowadził swój zespół na prowadzenie. W 70 minucie mogliśmy zaobserwować katastrofalne pudło Bale'a, który praktycznie z 3 metrów nie trafił piłką nawet w światło bramki, tylko przestrzelił w trybuny. Huesca nie zamierzała jednak składać broni i w 74 minucie po krótko rozegranym rzucie wolnym, piłka została dośrodkowana w stronę Etxeity, który zawinił przy straconym golu, a teraz postanowił się zrehabilitować, pozostawiając bez szans Lukę Zidane'a. Przed końcem regulaminowego czasu gry Real wielokrotnie starał się odmienić wynik meczu dośrodkowaniami w pole karne, ale przyniosło to skutek dopiero w 88 minucie, gdy na listę strzelców wpisał się Karim Benzema.

Prawdą jest, że Królewscy nie walczą już w tym sezonie o nic i mają czas na eksperymentowanie ze składem, ale ledwo wyszarpane zwycięstwo z czerwoną latarnią ligi nie jest satysfakcjonujące dla kibiców. Huesca z kolei odniosła moralne zwycięstwo, zostawiając na boisku charakter i serce, co mogło podobać się licznie przybyłym kibicom na Santiago Bernabeu, ale jest to jednak marne pocieszenie. Zespół Francisca Rodrigueza raczej nie wygrzebie się już z ostatniego miejsca w tabeli.

Real Madryt 3:2 Huesca

31.03.2019 23:12, autor: barcelona125, źródło: własne

Powiązane newsy

Mecze


Alavés

FC Barcelona
0 : 3
La Liga
Mendizorrotza Stadium - 16:15 06-10-2024

FC Barcelona

Sevilla FC
5 : 1
La Liga
Olímpic Lluís Companys - 21:00 20-10-2024

FC Barcelona

Bayern München
4 : 1
Champions League
Olímpic Lluís Companys - 21:00 23-10-2024

Real Madryt

FC Barcelona
0 : 4
La Liga
Santiago Bernabéu - 21:00 26-10-2024

FC Barcelona

RCD Espanyol
3 : 1
La Liga
Olímpic Lluís Companys - 16:15 03-11-2024

Crvena Zvezda

FC Barcelona
2 : 5
Champions League
Stadion Crvena zvezda - 21:00 06-11-2024

Real Sociedad

FC Barcelona
1 : 0
La Liga
Anoeta - 21:00 10-11-2024

Celta Vigo

FC Barcelona
- : -
La Liga
Balaídos - 21:00 23-11-2024

FC Barcelona

Brest
- : -
Champions League
Olímpic Lluís Companys - 21:00 26-11-2024

FC Barcelona

Las Palmas
- : -
La Liga
Olímpic Lluís Companys - 14:00 30-11-2024

Mallorca

FC Barcelona
- : -
La Liga
Iberostar - 19:00 03-12-2024

Real Betis

FC Barcelona
- : -
La Liga
Benito Villamarín - 16:15 07-12-2024

Borussia Dortmund

FC Barcelona
- : -
Champions League
Signal Iduna Park - 21:00 11-12-2024

FC Barcelona

Leganés
- : -
La Liga
Olímpic Lluís Companys - 21:00 15-12-2024

Tabela La Liga

Drużyna M W R P BZ BS Pkt
1 Barcelona 13 11 0 2 40 12 33
2 Real Madrid 12 8 3 1 25 11 27
3 Atlético de Madrid 13 7 5 1 19 7 26
4 Villarreal 12 7 3 2 23 19 24
5 Osasuna 13 6 3 4 17 20 21
6 Athletic Club 13 5 5 3 19 13 20
7 Real Betis 13 5 5 3 14 12 20
8 Real Sociedad 13 5 3 5 11 10 18
9 Mallorca 13 5 3 5 10 10 18
10 Girona 13 5 3 5 16 17 18
11 Celta de Vigo 13 5 2 6 20 22 17
12 Rayo Vallecano 12 4 4 4 13 13 16
13 Sevilla 13 4 3 6 12 18 15
14 Leganés 13 3 5 5 13 16 14
15 Alavés 13 4 1 8 14 22 13
16 Las Palmas 13 3 3 7 16 22 12
17 Getafe 13 1 7 5 8 11 10
18 Espanyol 12 3 1 8 11 22 10
19 Real Valladolid 13 2 3 8 10 25 9
20 Valencia CF 11 1 4 6 8 17 7

Ostatnie komentarze

Ubezpieczenie Twojego pojazdu w pełni online - Beesafe.pl