Wystąpienie Florentino Péreza na zgromadzeniu Realu Madryt jest kolejną przysługą wyświadczoną Joanowi Laporcie. Rozejm i współpraca między oboma prezesami pod pretekstem projektu Superligi i dziwnej wygody dobiegły końca, a prezes Los Blancos ustawił Laportę dokładnie tam, gdzie lubią go widzieć socis Barcelony: jako rywala i wroga.
Víctor Font, dotychczas główny opozycjonista, ponownie wskazał tydzień temu w swoim pierwszym akcie kampanii na powiązania między Florentino a Laportą, umieszczając culé w niższej pozycji, w służalczości. Ta szpila miała w sobie całą intencję świata, ale Florentino rozsadził ten argument w powietrzu, a przy okazji obnażył i jasno pokazał, że Barça go martwi, a w konsekwencji martwi go także jego drużyna i nowy projekt Xabiego Alonso. Kilka godzin później, w Elche, potwierdziły się niektóre z jego podejrzeń – i to bynajmniej nie te dotyczące sędziów – po tym, jak Real Madryt zremisował po co najmniej dyskusyjnej akcji, w której Iñaki Peña skończył z krwawiącym nosem.
Dziennikarze śledzący na co dzień Real Madryt jednogłośnie zaczęli wyrażać swoje wątpliwości co do braku zgrania między Alonso a szatnią. Trener jest kwestionowany nie tylko dlatego, że jego drużyna nudzi, a gra ulega deewolucji, ale głównie dlatego, że piłkarze nie wydają się kupować jego idei, która zaczęła się od założeń wysiłku, wysokiego pressingu i harmonii, a sprowadziła się do tego, że Courtois broni strzały, a Mbappé strzela gole. Czyli do tego co zawsze, krótko mówiąc.
Fakt, że klub – to znaczy Florentino – zajął neutralne stanowisko, gdy Vinícius przekroczył granicę żałosnym zachowaniem po zejściu z boiska w meczu z Barçą, stanowił punkt zwrotny. Od tego czasu Real Madryt zjeżdża w dół bez hamulców. Alonso został zdyskredytowany i ma się wrażenie, że wiosłuje sam, bez pomocy ani z wewnątrz, ani z zewnątrz szatni, a kolejne złe wyniki przeciwko Liverpoolowi, Rayo i Elche dowodzą, że problemem nie są sędziowie, ani Negreira, ani UEFA, ani Tebas, ani sąsiedzi z Bernabéu. "Gracias, Floren" powinno być hasłem na kolejnej płachcie, którą wywiesi Laporta. To nie jest przesada, biorąc pod uwagę ostatnią przysługę, jaką mu wyświadczył.









